poniedziałek, 22 czerwca 2015

TOM II: Rozdział 3 - Klub pojedynków


Ada

 Przemierzając tłoczne korytarze Hogwartu zwracałam uwagę na każdy ruch. Idąc do klasy zauważyłam kilka gwałtownych ruchów. Nie zwróciłam na to zbytnio uwagi ponieważ nie chciałam się wplątywać w żadne walki. Kilka razy widziałam Gliedroy'a Lockharta, prychałam pod nosem na samą myśl jego postaci. Jak można być tak niekompetentnym ?Kiedy dotarłam do sali zaklęć, George z poważną miną < tak, potrafi to. dop.aut.>  dał mi zgniecioną karteczkę.
- Co do...zaczęłam zdziwiona, ale George już szedł do Freda. Odwinęłam wiadomość i przeczytałam.
                                                           
                                                      Dziś, u nas, 22. 

Uśmiechnęłam się, bo niby co jest tak poważnego, że Fred i George z poważnymi minami chcą żebym przyszła do nich wieczorem. Machnęłam na to ręką i podeszłam do Katie Bell, aby spytać czy wie o której jest trening Quidditcha. Bliźniaków wolałam o to nie pytać, bo oni też na pewno niewiedzą. Po lekcjach Zaklęć poszłam w umówione miejsce na spotkanie z pierwszoroczniakami czyli pod wejściem na wierzę astronomiczną. Tam z uśmiechem już czekały na mnie trzy zaprzyjaźnione dziewczyny. 
- Cześć dziewczyny. - powiedziałam i przybiłam tzw. piątki - Co wy tu tak wcześnie?
- Profesor Sprout wcześniej nas puściła. - powiedziała młoda Weasley.
- A gdzie reszta? - spytałam zaciekawiona .
- Nie wiemy. Poszli chyba po pracę domowe z historii magii czy coś takiego. - powiedziała rozmarzony głosem Lovegood. Ta jak zawsze buja w obłokach
- Macie historię magii razem? - spytałam zdziwiona.
- Oczywiście, że nie. - powiedziała z uśmiechem na ustach Magda. - Ale mamy tę samą pracę domową.
- Aha. Tak to co nią jest? - spytałam.
- Mamy napisać esej o paleniu czarownic w którymś tam wieku. - powiedziała z lekkim zastanowieniem Ginevra.
- W II? - dopytałam się.
- Chyba tak. - odpowiedziała Luna. 
- O idą. - powiedziała Ginny. 
Odwróciłam się i zobaczyłam sporą grupkę uczniów, zauważyłam tam kilku Puchonów.
- Za nim pójdziemy do sali to proszę, żeby ci którzy nie są w mojej grupie poszli, za nim się zdenerwuję. - powiedziałam ze stoickim spokojem. Kilku uczniów oburzyło się i z tzw. „fochem” poszli w swoją stronę. Pod koniec „lekcji” przypomniałam wszystkim o jutrzejszej kolacji z okazji święta duchów i że jutro nie ma tych „zajęć”. Po tym ogłoszeniu  wszyscy zaczęli zbierać rzeczy i z wyraźnym smutkiem na twarzy wyszli z sali. No kto im jutro pomoże w pracy domowej, biedacy. 

*********

O godzinie 21.55 wyszłam ze swojego dormitorium i skierowałam się do dormitorium bliźniaków. O równej  22.00 zapukałam do drzwi. A po nie całej sekundzie otworzył mi George.
- No hej. No więc je... - nagle George złapał mnie za rękę i wciągnął do pokoju. 
- Mów ciszej! - szepnął z wyrzutem Fred. Rozejrzałam się po pokoju i stwierdziłam, że jesteśmysami.
- Ale czemu jeśli jesteśmy sami? - spytałam szeptem.
- Ściany mają uszy. - wyjaśnił mi George, oczywiście też szeptem.
 - Okej, okej, a co jest takiego ważnego? - spytałam szeptem.
- To - rzekł Fred i pokazał rozłożony na ziemi pergamin.
- Aha, czyli pergamin jest tak ważny, że mamy szeptać? - spytałam ze śmiechem. Oczywiście wiem co próbują mi pokazać.
- To nie jest zwykły pergamin, choć usiądź tu. - rzekł Fred i wskazał miejsce obok. Usiadłam na wskazanym miejscu, a na przeciwko mnie usiadł George.
- Obiecuje, że knuje coś niedobrego. - powiedział Fred, trzymając różdżkę nad papierem. Na pergaminie powoli ukazywał się szkic Hogwartu. Parsknęłam, a chłopaki spojrzeli na mnie pytająco. Nie wytrzymałam.
- Chłopaki, wy chyba zapomnieliście, że ja chodziłam w nocy po zamku. Znam tę waszą mapę.
- Ale jak, nigdy cię nie widzieliśmy. - powiedział zdziwiony Fred.
- Wystarczy rzucić proste zaklęcie i już jesteś wymazany z tej mapy. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Chłopaki ja już pójdę spać. - pożegnałam się z nimi i wyszłam.
 Następnego dnia, poszłam zobaczyć jak wygląda Wielka Sala. Kiedy weszłam zobaczyłam, że już wszystko jest prawie gotowe. Brakowało tylko gotowych dyń. Na środku sali był wielki stos nie gotowych dyń,  pomyślałam, że wyrzeźbie je teraz. Machnęłam różdżką i po kolei rzeźbiłam rożne miny od strasznych do śmiesznych, od głupich do poważnych. Zaczęłam je wieszać w rożnych miejscach. W małych stosach położyłam po dwóch końcach stołu nauczycielskiego. Kiedy powoli kładłam ostatnią dynię na stos do sali wszedł Flitwick.
- O, widzę, że zajęłaś się już dyniami. - rzekł z lekkim zaskoczeniem.
- Tak, nie miałam co robić. -  odpowiedziałam
- No na pewno zrobiłaś to lepiej ode mnie. - stwierdził ze śmiechem profesor.
- Dziękuje, ale już muszę się szykować, za chwilę zacznie się lekcja Transmutacji. - powiedziałam - Do widzenia. - i wyszłam z Wielkiej Sali. Po drodze spotkałam Bezgłowego Nicka. 
- Kochana, w tym roku przychodzisz na rocznicę mojej śmierci? - spytał.
- Przepraszam, ale nie. Z kolegami będziemy straszyć uczniów. – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Myślałem, że przyjdziesz bo twój brat przychodzi z przyjaciółmi. - rzekł.
- Naprawdę? Nie wiedziałam. - powiedziałam zdziwiona- Muszę już iść Nick. Do zobaczenia. 
- Do zobaczenia. - rzekł i przeleciał przez ścianę Wielkiej Sali.

****
 Narrator
 
Wieczorem z chłopakami Ada straszyła uczniów, najczęściej ze Slytherinu. Różne były reakcje uczniów, niektórzy wybuchali śmiechem, a inni płaczem. Kolacja jak zawsze była cudowna i z pełnymi brzuchami uczniowie czekali na desery. Po wzięciu kilku czekoladowych puddingów starsza Potter, biźniacy i Lee wyszli z Wielkiej Sali i jak na zawołanie wszyscy inni uczniowie zaczęli się zbierać. Idąc w stronę wierzy na rogu korytarza, gdzie znajdowała się nieczynna łazienka dziewczyn, czwórka przyjaciół cały czas biadoliła o nowych kawałach. Ada szła przodem do chłopaków, a tyłem do kierunku drogi. Kiedy chłopcy gwałtownie stanęli z przerażonymi minami, Ada gwałtownie się obróciła. Od razu zobaczyła Harry'ego, a później skierował wzrok na to na co patrzył. O mało co nie upadła. Pani Noris zawieszona głową w dół na rączce od pochodni. Wyglądała jak nie żywa, ale zobaczyła pewne oznaki, które wskazują na spetryfikowanie. Ada zaczęła ciężko oddychać, obróciła się i pobiegła po nauczycieli. Po poinformowaniu profesor McGonagall, pobiegła do swojego dormitorium. Ukryła się i zaczęła myśleć. O czym? O wszystkim. Jej jedyna przyjaciółka została spetryfikowana. Kto ? - to pytanie błądziło w każdej głowie która zobaczyła ciało biednej kotki.

***********
Ada

Następnego dnia, o 5 rano, wyszłam z dormitorium i zauważyłam starego Migotka < skrzat dop. aut. > Zauważyłam, że coś przyczepia do tablicy.
- Migotku, co ty tam przyczepiłeś. -  spytałam starego skrzata.
- Wiadomość od dyrektora, panienko - odpowiedział skrzat.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem i podeszłam do tablicy ogłoszeń. 
                               
Dziś wieczorem o 18 w Wielkiej Sali odbędzie się pierwsze
spotkanie Klubu pojedynków. Zajęcia obowiązkowe.
A.     Dumbledore

- Migotku, coś mnie ominęło wczoraj? -  spytałam.
Pamiętałam jak zobaczyłam ciało spetryfikowanej kotki i jak pobiegłam po McGonagall i później zaszyłam się w swoim dormitorium, ze swoimi uczuciami.
- Nie wiem, panienko. Ja nie ścierałem tego napisu na ścianie. - odpowiedział. 
- Jakiego napisu? - spytałam zdziwiona, a zarazem ciekawa.
- Ktoś nad kotką napisał coś krwią, ale ja miałem wtedy inne zajęcie, panienko. - odpowiedział.
- Och, dziękuje Migotku. - powiedziałam i skierowałam się do swojego dormitorium.
Musiałam czymś zająć swoje myśli, tak i tak musiałam czekać aż chłopaki się obudzą. Nie jestem tak chamska by budzić ludzi o 5 rano w weekend, więc postanowiłam przemeblować swój pokój. Łóżko z baldachimem postawiłam w prawym rogu, koło okna. Naprzeciwko łóżka postawiłam 2 fotele, stolik i przeniosłam kominek z tamtej ściany na drugą aby fotele były ustawione jak w pokoju wspólnym. Na pustą ścianę gdzie był kominek postawiłam komodę. A nad nią obraz z feniksem. Willy miał swoje posłanie na baldachimie, więc żadnej klatki nie musiałam nigdzie stawiać. Teraz po przemeblowaniu, które trwało pół godziny, zasiadłam na jednym z foteli i zaczęłam rysować. Kiedy zakończyła, swój ów rysunek wrzuciłam w ogień. Rysunek przedstawiał panią Noris, która szła korytarzem na piątym piętrze. Kolejne dwie godziny spędziłam na przygotowaniu się do wyjścia. Długo zastawiałam się w co się ubrać.  Założyłam szare dżinsy i białą bluzkę z ¾ rękawami. Lekki makijaż, czyli czarny tuż do rzęs, róż na policzkach i różowy błyszczyk, który ledwo był widoczny. Uczesałam się w popularnego kucyka i założyła naszyjnik ze znakiem nieskończoności. Kupiłam go w jednej z wiosek mugoli, był tam bardzo popularny. Gdyby nie różdżka w przedniej kieszeni wyglądałabym na zwykła mugolską dziewczynę. Około 8.20 do mojego pokoju ktoś zapukał. 
- Kto tam? - spytałam, nie ruszając się  z fotela. 
- Fred, Lee i ja - usłyszałam głos George'a.
- Wejdźcie. - powiedziałam i wstałam z fotela.
- Ada, jak się czu... Łał! - powiedział Fred.
- Co jest? - spytałam. Od razu zaczęłam się zastanawiać czy coś źle założyłam.
Nie z tym wszystko było okej.
- Przemeblowałaś pokój ! - powiedział zaskoczony Lee.
- A co? Nie można? – zapytałam z ulgą.
- Można, można. - powiedzieli równo chłopcy.
- Chłopaki jeśli przyszliście mnie pocieszać to już wam się nie udało. - stwierdziłam ze śmiechem. Wciąż nie wierze, że przy nich tak się rozluźnia. 
- Ale tak serio, nic nie potrzebujesz? - spytał George.
- Tak, spokojnie. - powiedziałam z ciepłym uśmiechem. - Chłopaki czytaliście już o Klubie pojedynków?
- No... - powiedzieli w tym samym czasie.
- Ciekawe kto to będzie prowadził. - powiedział Fred.
- Może Flitwick? - zauważyłam, zupełnie zapomniałam o co chciałam zapytać chłopaków. – Kiedyś mówił mi, że za swoich lat był najlepszy w pojedynkach.  

******

Wieczorem, kiedy ja i chłopaki dotarliśmy do Wielkiej Sali, zauważyliśmy, że wszystkie stoły zostały przesunięte pod ścianę. Kilka stołów było ustawionych na środku tworząc podłużny wybieg. Uczniowie ustawiali się po dwóch stronach podestu. Znała formułę pojedynku czarodziei, ale jeżeli zajęcia obowiązkowe to obowiązkowe. Kiedy na wybieg  wkroczył profesor Lockhart o mało co nie upadłam. Jak można było mu powierzyć coś tak powarznego?
- Witajcie, witajcie! - zawołał - Dziś pokaże wam jak wygląda pojedynek czarodziejów. A pomoże mi profesor Snape.
 Kiedy na podest wszedł Severus Snape, zaczęłam się zastanawiać co się wczoraj wydarzyło, że Severus we własnej osobie pomagać będzie Lockhartowi.  
- Użyjemy tylko dwóch zaklęć :  Protego i Expelliarmus. Ja z profesorem pokażemy jak to będzie wyglądać. - powiedział i obaj zaczęli kierować się na środek wybiegu. Tam się ukłonili, odwrócili i zrobili trzy kroki naprzód. Snape okazał się szybszy i tylko jak zrobił trzeci krok odwróci się do swojego przeciwnika i zawołał : Expelliarmus! . Różdżka Lockharta poleciała do Severusa, a sam Glideroy poleciał aż po ścianę. Sala wybuchła śmiechem i oklaskami. Teraz się domyśliłam, że Snape chciał po prostu ośmieszyć profesora. Lockhart zmieszany tą sytuacją, podszedł do Snape i zabrał to co jego.
Więc, kto chętny? - zapytał, a nagle wszystko ucichło. - No nie bać się! Śmiało! - jak to powiedział, z uśmiechem godnym samych Malfoy’ów uniosłam rękę. 
- Ja - powiedziałam na głos, wtedy Lockhart zwrócił na mnie wzrok.
- No to zapraszam, chodź. - powiedział i gestem ręki zaprosił mnie na podest.
Nie spieszyłam się za bardzo, ale też i nie chciałam się spowalniać. Kiedy  wskoczyłam na podest wszyscy patrzyli na mnie jakby wyczekiwali żebym zeszła z płaczem.
- No to wybierz sobie przeciwnika. - rzekł profesor od obrony przed czarną magią.
- Dobrze... - powiedziałam, udając zamyślenie. Mam ochotę ośmieszyć jakiegoś Ślizgona - a więc... Marcus Flint.
 Siódmoklasista z lekka zaskoczony zaczął iść w stronę podestu. Wtedy do sali weszła profesor McGonagall.
- Severusie, dyrektor cie prosi. - powiedziała - teraz. 
- Zaraz wracam, Lockhart. - powiedział jadowicie Snape.
- Dobrze, dobrze, idź. - odpowiedział z tym samym uśmiechem co zwykle Glideroy Lockhart robił. - A więc do dzieła. Jesteście ze starszych klas więc powinny...
- Tak wiemy – powiedziałam już lekko zdenerwowana - Możemy zaczynać?
- Dobrze, proszę zaczynajcie. - rzekł profesor.
Podeszła do Flinta, ukłoniłam się i odwróciłam się. Zaczęłam być czujna. Jeżeli odwróci się wcześniej muszę zrobić dobry unik. Pierwszy krok zrobił i wsłuchuje się w ruchy Ślizgona. Drugi krok i...
- Expelliarmus! -  zawołał Flint.
Odskoczyłam w bok, a więc zaczynamy zabawę. Ślizgoni są tacy przewidywalni.
- Expelliarmus! - zawołałam. Różdżka mojego przeciwnika poleciała do mnie, a zdezorientowany Flint zaczął uciekać. Postanowiła dać mu nauczkę za wcześniejsze rozpoczęcie pojedynku.
- Wingardium Leviosa! - powiedziałam głośno lecz delikatnie.  Marcus uniósł się nad podest, przerażony zaczął się wiercić energicznie. Sala wybuchła śmiechem oprócz Ślizgonów oczywiście. Powoli przenosiłam Flinta, aż zaczepiłam jego szatę na jednym z posągów. Kiedy skończyłam „robotę” zaczęłam się śmiać wraz z resztą uczniów. Kiedy akurat chowałam różdżkę do sali wszedł profesor Snape. O kurde. Mam nadzieje, że nie zauważy jednego bardzo głupiego Ślizgona wiszącego w powietrzu. Uśmiechnęłam się słodko, ja już wiem jak udobruchać starego Nietoperza.

_____________________________~~*~~___________________________ 
Czy Snape wpadnie w szał? A może zacznie się śmiać? To w kolejnym rozdziale :')
Przepraszam was za to opóźnienie i za to że taki krótki!!!!!! Ale problemy z... wszystkim tak właściwie  i z internetem i z brakiem czasu... wenę to ja mam tylko na późniejsze rozdziały. Wiec wybaczcie mi to opóźnienie :* Nwm kiedy następny rozdział, ponieważ jadę na obóz, a później na mazury. Więc może pod koniec lipca lub może pod koniec sierpnia ;) 

Ginny :*