sobota, 21 lutego 2015

TOM I: Rozdział 5 - Biedny jednorożec.

Ada

Od czasu, gdy "zemdlałam" moi przyjaciele nie spuszczali mnie  z oka, tylko do łazienki i na noc. Denerwowało mnie to, ale znosiłam to bo wiedziałam, że się o mnie martwią. Harry kilka dni przed meczem z Puchonami zapytał mnie czy nie sadzę, że Snape chce go wykończyć. Zaśmiałam się wtedy i odpowiedziałam, że nie lubi Gryfonów, ale jest uczciwy.
   W dniu meczu Harry strasznie był zdenerwowany, musiałam go zmusić, aby zjadł grzankę na śniadanie. Kiedy wszyscy byliśmy przebrani i czekaliśmy na przemowę Wooda, George postanowił wyjrzeć z szatni.
- Jest cała szkoła.! - krzyknął George - Nawet... a niech to... słuchajcie nawet Dumbledore przyszedł!
- Co? - zdziwili się wszyscy.
   Nie wiem czemu zobaczyłam na twarzy Harry’ego ulgę. Wiedziałam, że będzie to nie równy mecz, ponieważ Snape z Gryffindoru lubi tylko mnie.. Mecz się zaczął, Snape dawał Puchon coraz więcej rzutów wolnych. Nagle przez strefę Gryfonów rozległ się szmer. Harry właśnie zanurkował, Snape obrócił swoją miotłę i zobaczył coś szkarłatnego przemknęło o kilka cali od niego. W następnej sekundzie Harry wyhamował tuż nad ziemią i uniósł rękę, w której błysnął znicz. Widownia eksplodowała wrzaskiem. To był chyba absolutny rekord. Chyba w żadnym meczu nie złapało znicza tak szybko. Harry zszedł z miotły, sam nie mógł w to  uwierzyć. Poleciałam do brata i go przytuliłam, zaraz do nas dołączyła cała drużyna, a po chwili inni uczniowie z naszego domu.
    Tydzień do meczu, zauważyłam jak Hagrid unika posiłków. Harry też to zauważył. On się tym zajmie… Podeszłam do niego na obiedzie.
- Harry, pójdziesz sprawdzić co z Hagridem? – spytałam bez ogródek.
- Tak, dzisiaj mieliśmy taki plan.
- To dobrze, bo ja nie mam czasu.
- Pozdrowię go od ciebie.
Zaśmialiśmy się. Przypomniałam sobie o jednej rzeczy.
- Harry, możesz mi dać na godzinę pożyczyć talizman? - spytałam.
- Oczywiście. - powiedział, podając łańcuszek.
- Dziękuje.
 
*******************
   Usiadłam na łóżku i otworzyłam medalion. Popatrzyłam na zdjęcie rodziców. Położyłam go na poduszce.
- Mamo, Tato, jesteście  tam?
- Zawsze córciu. - ze zdjęcia kobiety i mężczyzny, wyrosły dwie  mgliste postacie.
- Nie wiem czy dobrze zrobiłam oddając medalion Harry’emu… No wiecie, on nic o was nie wie, a ja? Tak was potrzebuje.
- Och, kochanie - powiedziała mama.- Musisz pamiętać, że teraz Harry potrzebuje naszego wsparcia.
- No tak. Tęsknie za wami, ale Harry was bardziej potrzebuje. Czy mówić mu o was?
- Nie, w przyszłym roku. - powiedział mój tata.
- Dobrze.
Pożegnałam się z rodzicami i zamknęłam medalion. Dsiesięć minut szukałam Harry’ego aby mu go oddać. Kiedy spytałam co u Hagrida, zbył mnie ręką.
Postanowiłam sama pójść zobaczyć co u Hagrida, ale w połowie drogi zmieniłam kierunek i poszłam do Zakazanego Lasu. Zmieniłam się i pobiegłam przed siebie. Nagle poczułam nie znajomy zapach człowieka i czegoś jeszcze. Pobiegłam za zapachem. To był błąd. Zobaczyłam zabitego jednorożca. Nad nim stała jakaś postać. Wycofałam się przerażona i pobiegłam w stronę zamku. Nie zmieniłam się na błoniach, ale na szczęście nikogo tam nie było. W zamku już się zmieniłam na wypadek. Pobiegłam do pokoju wspólnego Gryfonów. Na mój nie fart w pokoju byli moi przyjaciele. Popatrzyli na mnie. Szybko się ogarnęłam i uśmiechnęłam się do nich. Nie chce być w centrum uwagi. Poszłam do dormitorium ogarnąć się. Po chwili wyszłam do przyjaciół z notatkami w ręku. Przedstawiłam kolegą nowe pomysły na żarty. Kiedy skończyliśmy  notować Fred zaproponował mi  pomóc zanieść wszystkie notatki. W dormitorium zapytał.
- Co się stało?
- Nic.
- Zbyt dobrze cię znam, powiedz, co jest?
- Fred, nie mogę ci powiedzieć.
- Dobrze, ale wiesz gdzie mnie znajdziesz.
- Dobranoc.
- Branoc.
   
  Kiedy wyszedł przebrałam się w piżamę i zwinęłam pod kołdrą. Może mu jednak powiedzieć? No nie wiem… będzie się wypytywać. Raz kozie śmierć. Powiem mu jutro.
  Następnego dnia byłam niespokojna, nie byłam pewna jak mój przyjaciel zareaguje. Jak szliśmy na Eliksiry, powiedziałam.
- Fred, chodź muszę ci coś pokazać.
- Okej.
Zaprowadziłam go do jednej mojej skrytki.
- Fred... mówiłeś, że mogę ci wszystko powiedzieć?
- Oczywiście.
- Zrozumiesz mnie i nikomu nie powiesz?
- Obiecuje.
- Wczoraj w Zakazanym widziałam zabitego jednorożca…
- CO?
- Tak i sądzę, widziałam jak jakiś gostek nad nim stoi.
- Co zrobił?
- Nie wiem… pobiegłam do zamku. Czułam, że to człowiek, ale i coś jeszcze..
- Co? To niemożliwe… kto to może być?
- Nie wiem, ale chodźmy już.
Wyszli z ukrycia i poszli w stronę sali od Eliksirów.
- Gdzie wy byliście!- zawołali George i Lee.
- Rozmawialiśmy.
- Aha... spoko.- George wzruszył ramionami i zaczął opowiadać o pomyśle na który wpadł z Lee. 
   Czułam się obserwowana, ale udawałam, że tego nie czuje. Jedyną siłą jaką miałam blisko serca to Willy. Czuwał w nocy, w dzień latał za mną, a ja musiałam pilnować, żeby się nie zmienić w białą tygrysicę. Jak na lekcji siedział na moim ramieniu czułam się bezpieczna. Pewnego pięknego wiosennego dnia pomyślałam" Jestem w Hogwarcie, najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Mogę iść spokojnie do Dumbledore'a, powinnam iść do Dumbledore'a. Jaka ja jestem głupia". Pobiegłam w kierunku gabinetu Dumbledore'a, za mną leciał Willy. Gdy dobiegłam do gobelinu, odezwał się.
- Nie ma go.
- Jak to  go nie ma?
- Dostał pilną sowę z ministerstwa.
- Co?
- To co słyszałaś.
- Kiedy wróci?
- Jutro.
- Cholera!
- Co to za słownictwo?
- Przepraszam.
     Poszłam do pokoju wspólnego Lwów, a później do swojego dormitorium. "Co mam robić?" - myślałam.
*****************
Wieczorem postanowiłam pójść popilnować kamienia. Jak dyrektora nie ma, może się coś stać. Wchodząc do Puszka zobaczyłam Rona i Hermionę patrzących na otwartą klapę. Połączyłam punkty i zdenerwowałam się.
- Co wy tu... O boże, wskakujcie nie zostawię was z Puszkiem. – powiedziałam spokojnie, czym się zaskoczyłam.
Skoczyli do dziury. Ja za nimi. Upadłam na diabelskie sidła i od razu wstałam i podeszłam do ściany. Hermiona zrobiła to samo, ale mój brat i rudy nie wiedzieli o co chodzi.
- Co wy, głupi?- spytałam.
- Uspokójcie się!- wrzasnęłyśmy. Harry i Ron usiedli, a ja i Hermiona machnęłyśmy różdżkami, mrucząc zaklęcie pod nosem.. Z różdżek wyleciały niebieskie płomienie prosto na roślinę. W końcu łodygi opadły z nich  i byli wolni.
- Czy wyście oszaleli?- zawołam wściekła.
- Chcemy przeszkodzić Snape'owi w znalezieniu kamienia.
- Co? Jak profesor jest w gabinecie, widziałam.
- To kto tam jest?
- Nie wiem, ale wy się stąd nie ruszycie. Zrozumiano?
- Nie!
- Harry! Pójdę i sprawdzę czy jest tam...
- Nie pójdziesz sama!- wykrzyknął zezłoszczony Harry. - Idę z tobą.
- Nie, tam są różne zaklęcia...
- Mamy Hermionę.!
- Ale jesteście za młodzi.
- Jeżeli Snape...
- Ile razy mam ci powtarzać. Snape jest w swoim gabinecie, jak ktoś tu jest to na pewno nie Snape. 
    Patrzył na mnie spod łba, a ja mu tym samy odpłaciłam. Staliśmy tak dłuższą chwilę.

________________~~*~~_______________________
Mam nadzieję, że się podobało.
Przypominam o zasadzie- CZYTAM=KOMENTUJE  
Proszę o jakiekolwiek komentarze - krótkie, długie, hejty, pozytywne, rady itp.
Chcę wam powiedzieć, że jeśli " **** " są krótkie nie bardzo różnią się od wątka, a jeśli dłuższe to w ogóle inny wątek. Z góry dziękuje za komy. ;)

Ginny :*

czwartek, 19 lutego 2015

TOM I: Rozdział 4- Peleryna- niewidka

  Jest już grudzień. Czas mijał wolno, a ja nie byłam już tak wytykana palcami. Zaprzyjaźniłam się z Jordanem i bliźniakami. Nasza drużyna quiditcha rozegrała mecz ze ślizgonami, który wygraliśmy dzięki Harry’emu. To były cudowne miesiące… najlepsze jak dotąd…
Kiedy McGonagall chodziła i zbierała zapisy kto zostaje na ferie w Hodwarcie zauważyłam, że Weasley’owie się zapisują. Rudzi nie trzymali mnie długo w niepewności i powiedzieli, że ich rodzice jadą do ich braci. Jordan jechał do domu. Więc byłam skazana na tych żartownisiów. Harry oczywiście zostawała, choć zaproponowałam żeby jechał do wujostwa i ja razem z nim, ale nie zgodził się.
Przed wyjazdem na ferie chciałam pokazać mojej trójce przyjaciół i mojemu bratu jak wygląda Wielka Sala, którą wczoraj szykowałam. Do nas dołączył się Ron i ta Hermiona.
Kiedy przekroczyliśmy próg Sali wszyscy wzięli głęboki wdech.. Festony ostrokrzewu i jemioły wisiały na wszystkich ścianach, a wokoło  stało ze dwanaście jodeł. Tradycyjnie, ale co roku dodaje coś od siebie. W tym roku na jedenastą jodełkę zawiesiłam same złote ozdoby i z kilka czerwonych. Po chwili Jordan stwierdził, że czas na nas. Zgodziłam się i poszliśmy w czwórkę do pokoju wspólnego. Harry został w Wielkiej Sali, ponieważ Ron miał go nauczyć grać czarodziejskie szachy.
******************
Dzień przed Wigilią zapakowałam wszystkie prezenty, ale ostatni zachowałam na koniec. Zdjęłam mój medalion z szyi i włożyłam do środka pudełka. Zakryłam pokrywką i opakowałam fioletowym papierem. Napisałam krótki liścik.
Harry,
to jest wyjątkowy medalion. Noś go, będzie cię strzegł. A poza tym Wesołych Świąt!!
Ada
 Zapakowałam i podeszłam do mojego feniksa, Willy’ego.
- Willy, z tym pakunkiem ostrożnie. Jest tam coś wartościowego.
Feniks kiwnął główką i wyleciał przez okno. Miał dostarczyć wszystkie prezenty skrzatom, aby one w nocy poukładała je na łóżkach.
*******
Poranek wigilijny. W nogach mojego łóżka zobaczyłam cztery paczuszki. Sięgnęłam po pierwszą na wierzchu. To był prezent od bliźniaków. Otworzyłam, a w nim miniaturka Nimbusa 2001. Położyłam ją na komodzie. Następny prezent był od Jordana. Była to książka. Najmniej się tego po nim spodziewałam. Ale po przeczytaniu tytułu, uśmiechnęłam się pod nosem. Była to książka o wszystkich sportach, czarodziejskich i mugolskich. Następny prezent był od Hagrida. Był to album. Na okładce albumu była karteczka, napisana tak dobrze znany mi stylem pisma.
Wypełnij go szkolnymi wspomnieniami. Wesołych!
Muszę mu bardzo podziękować. Ostatnia paczuszka była od Harry’ego. Był to srebrny naszyjnik w kształcie łapy kota. Założyłam łańcuszek i posprzątałam pokój z papierków. Poranna toaleta. I byłam gotowa, akurat wtedy usłyszałam pukanie do pokoju. Nie fatygowałam się otwieraniem więc po prostu krzyknęłam – Otwarte! Do pokoju wpadły bliźniaki. Na sobie mieli dwa podobne niebieskie swetry, tylko jeden miał duże F, a drugi duże G.
- I jak prezent? – powiedzieli i się wyszczerzyli.
- Super. A jak wasz prezent? – spytałam.
Kupiłam im przypinki. Jeden dostał – ruchomy obrazek – wybuch, który zmienia się w ich nazwisko, a drugi z napisem „ Żartowniś! Uwaga!”. Sama je stworzyłam. Wystarczyło kilka zaklęć. Na moje pytanie wypieli pierś. I rzeczywiście były tam, ale Fred miał przypinkę dla Georga i na odwrót. Zaśmiałam się.
- Widzę, że się podoba.
- Bardzo. Ej wbijamy do naszych braci? – odpowiedział George.
- Tak i tak miałam do nich iść więc… - nie zdążyłam do kończyć, bo Fred już ciągnął mnie za ramię.
- Kobieto, nie gadaj tyle. – powiedział rudy, który mnie ciągnął.
Ciągnął mnie tak do samych drzwi do dormitorium Harry’ego. Bez pukania weszli, a ja za nimi.
- Wesołych świąt- krzyknęli chórem bliźniacy.
- Hej zobacz! Harry dostał sweter Weasleyów! – powiedział Geroge.
-  Ale jego lepszy - zauważył Fred, podnosząc sweter Harry'ego. - Widać, że bardziej się przyłożyła.
Harry miał na sobie bordowy sweter z dużą literką H, a na dole w rogu znicz. Chłopcy zaczęli rozmawiać, a ja wzrokiem szukałam jednej rzeczy. Zobaczyłam pudełko i skrawek tak dobrze znanego mi materiału. Czyli jednak oddał. Westchnęłam. Podeszłam do Harry’ego.
- Dzięki za naszyjnik. – powiedziałam.
- Dzięki za medalion. – odpowiedział i mnie przytulił.
Nie wiem kiedy wytłumaczę mu działanie tego medalionu, ale jak na razie tego nie potrzebuje.
Śniadanie pojawiło się w pokoju wspólnym, ale na obiad zeszliśmy do Wielkiej Sali. Harry był zachwycony ilością dań. Były tam setki tłustych, pieczonych indyków, góry pieczonych i gotowanych ziemniaków, pół miski frytek, wazy pełne polanego masłem groszku, srebrne łódki z gęstym sosem pieczeniowym i żurawinowym - a także sterty czarodziejskich strzelających niespodzianek, rozłożone co kawałek na wszystkich stołach. Harry i Fred pociągnęli czarodziejską petardę za oda końce, a ona wybuchła  ze straszliwym hukiem, spowiła ich obłokiem niebieskiego dymu, a ze środka wyleciał najprawdziwszy kapelusz admiralski i kilkanaście żywych białych myszek. Przy stole nauczycielskim profesor Dumbledore zmienił swoją spiczastą tiarę czarodzieja na ukwiecony beret i chichotał z dowcipu, który mu właśnie odpowiedział profesor Flitwick. 
Po południu Harry, Ada i Weasleyowie wzięli udział w wielkiej bitwie na śnieżki w szkolnym parku. Wigilia mijała w świątecznym nastroju. Po kolacji rudzi bliźniacy ukradli Percy’mu odznakę prefekta. W końcu oddali, no tylko troszkę poturbowaną.  Wieczorem kiedy wszyscy poszli spać zostałam i patrzyłam w ogień.
Usłyszałam trzask zamykanych drzwi od strony dormitoriów chłopców. Wytężyłam słuch. Usłyszałam kroki na schodach. Zrozumiałam, że to Harry, chcę wędrować po Hogwarcie w pelerynie- niewidce.
    - Harry, nie ładnie tak nie spać o tej godzinie. – powiedziałam, ale nie usłyszałam odzewu.
- Harry, zdejmij pelerynę- niewidkę i nie baw się ze mną w chowanego.
Lecz on nie posłuchał i wybiegł z pokoju wspólnego. Zmieniłam się tygrysicę i pobiegłam za odgłosem stóp uderzających o podłogę. Z moim słuchem była to dla mnie bułka z masłem. Pobiegł do biblioteki. Zaczekałam na zewnątrz. Nie minęło nawet dziesięć minut  jak usłyszałam straszny wrzask. I to nie był wrzask Harry’ego. Po chwili drzwi biblioteki otworzyły się, ale nikt się w nich pojawił. Pobiegłam za zapachem mojego brata. Biegłam, biegłam i usłyszałam trzask upadającej zbrodni. Koło tego pojawiły się dwie postacie. Zmieniłam się w człowieka i podeszłam bliżej. Zobaczyłam Snape i Filcha.
- Profesorze, - powiedziam- Irytek...
- Może tą zbroje on przewrócił, ale jakiś uczeń był w bibliotece- powiedział Filch.
- Co, ktoś był w bibliotece? -zapytałam z udawanym zdziwieniem.
- Na pewno nikogo nie widziałaś? - spytał Snape.
- Nie licząc Irytka i Pani Noris, nikogo.
- Dobrze, ale sprawdź czy w twoim domu nikogo nie brakuje, dobrze? - spytał profesor. 
- Oczywiście, dobranoc.- pobiegłam w stronę wierzy Gryfonów.
Postanowiłam zaczekać na niego w pokoju wspólnym. Usiadłam wygodnie w fotelu przed kominkiem. Odruchowo sięgnęłam dłonią do szyi, ale poczułam tylko zarys łapy. Westchnęłam. Muszę się przyzwyczaić do braku tego medalionu…
Po około dwudziestu minutach do pokoju wspólnego wszedł Harry, bez niewidki na sobie. Wstałam z fotela.
- Witaj, braciszku. 
- Hej. - powiedział Harry.
- Czyś ty oszalał? Serio, czemu się mnie nie słuchasz? Masz farta, że ja tam byłam! - mówiłam głośnym szeptem.
- Przepraszam, nie chciałem żebyś...
- Żebym cię zauważyła!- przerwałam mu.
- Ale... - zastanawiał się nad czymś…  nie tylko nie o tym…
- Trafiłeś do sali z lustrem Ain Eingarp?- zapytałam.
- Skąd wiesz?
- Przeczucie... idź już do łóżka…
- Dobranoc.
- Branoc. – powiedziałam.
Harry wbiegł po schodach, a ja skierowałam się do swojego dormitorium.
                                               *********************************
Leżałam w swoim dormitorium, głowa mi pękała z bólu niby miałam tu wywar na to, ale nie mogłam nawet wstać. Wtem ktoś wypowiedział hasło, i wszedł do dormitorium.
- Ada, mógłbym po...- to Fred, przerwał jak zobaczył mnie. - co ci?
- Spokojnie to zwykły ból głowy...
- Nie wygląda na "zwykły" ból głowy, lepiej chodź do skrzydła szpitalnego.
- Nie potrzeba. Mam właściwy eliksir za obrazem Dimitrii. Zielono- niebieskawy.
- Ok, masz. - powiedział Fred z niepewną miną. 
Wypiłam 5 łyków, ale ból nie ustał, lecz musiałam pokazać, że jest dobrze.
- To co chciałeś? - spytałam.
- Już nic. Ada, chodź...
- Nie mogę.
- Idę po panią Pomfrey, chyba, że zaprowadzić cię.?
- Pójdę sama daj chwilę zmienię się. - lecz po chwili pożałowałam, o mało co nie upadłabym gdyby rudy mnie nie złapał. Nie miałam nawet siły by się zmienić.
- Spokojnie w pokoju wspólnym nikogo nie ma, chodź.
Ruszyłam niepewnym krokiem, ale wiedziałam co się stanie. Nie ma czasu by iść, zaraz znowu się to powtórzy i to na oczach mojego przyjaciela. 
- Ada, już niedaleko. Pani Pomfrey cię poskłada.
- Fred, idź dam radę. - powiedziałam szeptem, bo nie miałam sił mówić głośniej, lecz po minie chłopaka wiedziałam, że nie puści mnie dopóki nie będę na łóżku w skrzydle szpitalnym. Modliłam się w duchu by to się nie powtórzyło na oczach rudzielca.
- Pani Pomfrey!
- O matko, co ci, kochana? - zapytała pielęgniarka.
- Ból głowy...
- To co kiedyś?
- Tak.
- Połóż ją na łóżku i leć po Dumbledore'a. - rozkazała Fredowi pani Pomfrey.
 Jak kazała tak zrobił.
- Kiedy ostatni raz- spytała pielęgniarka.
- Jakąś godzinę temu. - wyszeptałam Ada
W tym momencie do sali weszli Fred i dyrektor, ale tyle tylko widziałam, bo zemdlałam.
Fred
- Co się stało?- spytałem przerażony. Pomfrey wymieniła znaczące spojrzenia z profesorem i odpowiedziała.
- Zemdlała, a ty... - lecz nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo Ada się obudziła z szeroko otwartymi oczami i przemówiła, nie tym słabym głosem, albo nawet jej, był niski.
- On jest w zamku! Szuka tego co jest tu! Chrońcie to! On chce to zdobyć!
Później znowu zamknęła oczy i tak leżała. Co to było? Stanąłem jak wryty.
- Co to może znaczyć, Albusie. - spytała z lekkim przerażeniem w głosie pani  Pomfrey.
- To co najgorsze, to co najgorsze. A ty chłopcze, idź już do pokoju wyspać się.
- Ale ja chcę zostać.
- Wróci jutro, spokojnie.
  Wyszedłem z niechęcią. Pobiegł w kierunku wieży, mógłem to powiedzieć tylko Georgowi i Lee.
Ada
  Rano obudziłam się z dziwnym poczuciem, słyszałam głosy różne głosy. Pewnie portrety - pomyślałam. Otworzyłam powoli oczy, zobaczyłam, że nie jestem u siebie, jestem w skrzydle szpitalnym. Nic nie pamiętam z wczorajszego dnia, już tak raz miałam. Wokół łóżka stali  Fred, George, Lee, Harry i Ron.
- Ada? - spytał Harry.
- Co się stało? Nic nie pamiętam.
- Zemdlałaś. - powiedziała pielęgniarka. spostrzegłam ten wzrok, ten błysk w oku, a jednak znowu to się przydarzyło.
- Chłopaki, idźcie do wierzy, ja muszę pogadać z dyrektorem.
- Ada, nie.... - Fred nie skończył bo spostrzegł jej zabójczy wzrok.- OK, chłopaki idziemy.
Wiedziałam, że mam dość siły by pójść do Dumbledora, podziękowałam pielęgniarce, zmieniłam się , i popędziłam do gabinetu Dumbledore'a. Chciałam wiedzieć, co wypowiedziałam.
   Czemu ja? Dlaczego? - rozpaczałam w duchu.  
- Czekoladowe żaby. - powiedziałam.
Gargulec spojrzał na nią i odskoczył w bok. Wbiegłam po kręconych schodach, zapukałam, ale nie czekałam na odpowiedź, weszłam. W pokoju był tylko Dumbledore.
- Co mówiłam? - spytałam.
- Nic poważnego. - odparł.
- Profesorze, jeśli to jest ten sam tekst, który mi się śnił to jest źle. To jest POWAŻNE.
- Chwila, chwila śniło ci się to?
- Tak, od kilku dni, ale od pewnego czasu miałam koszmary.
- Powinnaś mi powiedzieć.
- Ale po co? Tak i tak nie wiemy gdzie. Musimy zadbać o bezpieczeństwo...
- Już jest zabezpieczony jak najlepiej.- przerwał jej dyrektor. - Ada, twoi przyjaciele i twój brat bardzo się o ciebie martwili, lepiej idź do nich. 
- Dobrze, miłego dnia, psorze. 
  Wyszłam, teraz brakuje mi tylko Willy'ego. 
- Willy!- powiedziałam, a kilka sekund później na moim  ramieniu pokazał się piękny ptak, brat Faweks. 
-  Oj, Willy, Willy co  tu się porobiło...

_________________________~~*~~_____________________________
Podoba się?
Tym razem się postarałam, jest tak długi jak chciałam.
Piszcie komy,  bo po prostu ciekawi mnie wasza opinia.

Ginny :*

niedziela, 15 lutego 2015

TOM I: Rozdział 3- Quidditch

 
Nadszedł listopad i zrobiło się bardzo zimno. Góry wokół szkoły pobielały, a jezioro lśniło jak stalowa tafla. Rano trawniki pokrywał szron. Z okien zamku można było zobaczyć Hagrida, jak oczyszcza oblodzone tyczki bramkowe na boisku, ubrany w kurtkę z kretów, rękawice z zająców i buty z bobrów.Rozpoczął się sezon quidditcha. W sobotę Ada i Harry mieli wystąpić w swoim pierwszym meczu po wielu treningach. Gryfoni vs Ślizgoni. Jęśli wygrają lwy, przesuną się na drugie miejsce w tabeli domów. Hermiona zaprzyjaźniła się z Harrym i Ronem przez Hagrida. Dzięki niej chłopaki nadążali z pracami domowymi. Ada nie stresowała się w ogóle, ponieważ była pewna siebie i nigdy tej pewności siebie u niej nie zabrakło. Kiedy nadszedł wieczór poprzedzający mecz, w salonie  Gryfonów było wyjątkowo gwarnie. Ada gadała z Fredem, Georgem i Lee (zaprzyjażnili się), a Harry z Ronem i Hermioną.
Harry zasnął szybko, Ada tak samo. Ranek był słoneczny i mroźny. Wielką Salę wypełniał rozkoszny zapach pieczonych kiełbasek i podniecony gwar.Wszyscy szykowali się na dobre widowisko. Tym razem Ada usiadła koło Harry'ego.
-Harry, musisz coś zjeść.
-Nie chcę.
-Chociaż kawałek tostu.-błagała Ada
- Nie jestem głodny.
-Harry, musisz mieć siły- powiedział Fred- przeciwnicy zawsze chcą wyeliminować szukającego.
-Dziękuje ci, stary- odrzekł Harry, patrząc, jak Fred polewa sobie kiełbaski keczupem..
O jedenastej na stadionie zabrała się cała szkoła. Połowa miała lornetki. Ławki dla publiczności były umieszczone dość wysoko, ale w trakcie meczu quidditcha czasami i tak trudno było zobaczyć, co się dzieje.
 Harry i reszta drużyny przebierali się w szatni w szkarłatne szaty do quidditcha. Wood odchrząknął głośno, żeby wszystkich uciszyć.
- To jest to, coś naprawdę wielkiego, coś na co wszyscy czekaliśmy. To najlepsza drużyna Gryffindoru od wielu lat. Wychodzimy po zwycięstwo. I wiem, że zwyciężymy.
Obrzucił ich groźnym spojrzeniem, jakby chciał dodać  "albo przegramy".
-Dobra. Już czas. Życzę wszystkim powodzenia.
Wyszli na boisko. Sędziowała pani Hooch. Stała pośrodku boiska, czekając na obie drużyny. Miotłę trzymała w ręku.
- A teraz posłuchajcie: chcę, żeby to była ładna, czysta gra-powiedziała-proszę dosiąść mioteł.
Pani Hooch zadęła w wielki srebrny gwizdek.
Piętnaście mioteł poderwało się w powietrze. Zaczęło się.
-...Ada Potter natychmiast przejmuje kafla... cóż to za wspaniały ścigający, ta dziewczyna, no i przy tym taka ładna...
-JORDAN!
-Przepraszam pani profesor.
Lee Jordan był komentatorem, a profesor McGonagall kontrolowała jego popisy.
-Świetne prowadzenie, zgrabny przerzut do Alicji Spinnet, to nowe odkrycie Wooda, tak jak i Potter... z powrotem do Potter i ... nie Gryfoni tracą piłkę, kapitan Ślizgonów, Marcus Flint przejmuje kafla i natychmiast podrywa się w górę...zamierza strze... nie, Wood, obrońca Gryfonów, znakomicie wyłapuje kafla, oddaje Adzie, co za wspaniały zwód, ograła Flinta, już jest wysoko i nurkuje i...GOL DLA GRYFONÓW!!
Harry dostrzegł go, złoty błysk zanurkował, już szybował gdy... jego miotła zaczęła szaleć.
Jego miotła chciała go z siebie zrzucić. Co się dzieje? Przecież NDT nie może ni stąd ni zowąd postanowić, że będzie  zrzucała z siebie jeźdźców. Ada chyba tylko to zauważyła, podleciała do Wooda i poprosiła o czas. Teraz każdy patrzył na Harry'ego. Ada zauważyła go, pokazała Hermionie, a dziewczynka pobiegła w stronę trybun dla nauczycieli. Hermiona podpaliła szatę Snape i jak tam szła przewróciła profesora Quirrella, Harry dosiadł miotły i zleciał na boisko. Zakaszlał i coś złotego spadło na jego dłoń.
-Mam znicz- krzyknął, wymachując nim nad głową.
Mecz zakończył się ogólnym zamieszaniem.
-Gryffindor wygrał stu siedemdziesięcioma punktami do sześćdziesięciu- mówili Gryfoni- on go nie złapał on go połknął.
Ada z bliźniakami poszła do kuchni po przekąski na imprezę. Jak Harry wrócił do pokoju wspólnego, został tam wciągnięty, wszyscy byli zachwyceni. Lecz Harry z Ronem i Hermioną pobiegli do dormitorium chłopców.
-Czyli Puszek pilnuje czegoś co jest związane z Nicolasem Flamelem.- powiedział Harry, ale żadne mu nie odpowiedziało, bo właśnie do dormitorium weszła Ada.
-Hej Harry, świetny chwyt, nie raczej...świetne połknięcie.-zaczęła się śmiać. Reszta z nią.
Resztę wieczoru spędzili z innymi Gryfonami świętując  zwycięstwo.
" Czego on może pilnować, no czego"- Takie myśli błądziły po głowach trojga przyjaciół.
________________~~*~~___________________
I jak? Podoba się?
Wiem, że krótki no ale próbuje podzielić moją przygodę na rozdziały ;)
Proszę komentujcie, każda krytyka mnie wzmacnia, a każda pochwała mnie cieszy :D

Ginny :*

sobota, 14 lutego 2015

TOM I: Rozdział 2- Pojedynek o północy

Ada

Obudziłam się nie wyspana, lecz wesoła. Dziś pierwszy dzień nauki, razem z innymi! Szybko się przebrałam i spakowałam. Dziś mam Transmutacje, Historie Magii, Eliksiry, Zielarstwo i Opiekę nad magicznymi stworzeniami. Wyszłam ze swojego dormitorium i pobiegłam na Transmutacje. Właśnie miałam skręcić w jeden ze swych skrótów, kiedy dogonili mnie rudowłosi bliźniacy.
-Hej Ada.-zawołał Fred.
-Cześć.
-Zapomniałaś, że mamy cię PILNOWAĆ.-zażartował George.
-Ha Ha, bardzo śmieszne. A tak ogólnie powinniście mi dziękować.- powiedziałam.
-Za co!- prawie, że krzyknął Fred.
-Ratowałam was.
-Kiedy ?- zapytali razem bracia
-Hmmm, niech pomyślę, często. Na przykład wtedy kiedy wracaliście z łazienki prefektów w tamtym roku.- mówiłam z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
-To ty?!- krzyknęli bracia.
-Dobra, chodźcie nie chce mi się iść na około- zaprowadziłam ich do mojej ściany, przyłożyłam różdżkę do ściany, zatoczyła koło różdżką. Pojawiły się drzwi, otworzyłam je i gestem pokazała żeby oni też weszli. Zobaczyli szeroki, lecz niski korytarz, oświetlony jaskrawym światłem świec. Dziewczyna żwawo ruszyła naprzód, a rudowłosi ją dogonili. Wyszli naprzeciw klasy od transmutacji. Jakimś cudem rozszerzyła się plotka, że Harry ma siostrę… nie wiem skąd ten pomysł.
Dzień mijał spokojnie, nie licząc szeptów dotyczących rodzeństwa Potter'ów. Ada szła właśnie na eliksiry gdy ktoś na nią wpadł.
-O to ta Potter- zawołał Draco Malfoy, ten dzieciak.
-O to ten dzieciak Malfoy'ów.- nie zostałam mu dłużna.
-Skąd znasz moje nazwisko?
-Nieładnie tak się odzywać do starszych, Draco.
Chłopak już wyciągał różdżkę, ale ja zawsze mam w pogotowiu swoją. Kiedy  Draco rzucił zaklęcie " Petrificus Totalus!" krzyknęłam " Protego" i zaklęcie się odbiło i trafił w Malfoy'a. Draco padł na posadzkę, Gryfoni w śmiech.  Sama się przez chwilę śmiałam. Później pobiegłam po Snape’a. Mistrz Eliksirów, na początku po patrzył z politowaniem na Malfoy’a, ale po chwili już go odczarowywał. Blondasek zaczął wstawać.
-Profesorze, ona mnie zaatakowała!- powiedział chłopak
-Draco, przez ciebie Slytherin traci 5 punktów.
-Ale..Ale profesorze nie może pan...
-Ależ mogę za twoje kłamstwo i za rzucenie zaklęcia na koleżankę, a teraz zejdź mi z oczu. - powiedział stanowczo Snape.
Chłopak z kwaśną miną wspiął się na schody i zniknął za rogiem. Zaśmiałam się pod nosem. Co za debil. Reszta lekcji minęła w wesołej atmosferze. Jak i reszta dnia.
W następny dniu nic się nie działo, oprócz tego że, bliźniacy zaciągnęli mnie na trening, a właściwie zabawę w, quidditha. Umiałam latać, miałam to po ojcu, więc kiedy zabrakło chętnych do treningu zgłosiłam się. Czemu nie? Bawiłam się świetnie strzeliłam kilka goli pogoniłam się z bliźniakami. Nieźle spędzone popołudnie.
Wieczór spędziłam przy kominku, czytając jakąś mugolską książkę. Nawet nie zauważyłam, a już zbliżała się północ. Naglę usłyszałam jakiś hałas do chodzący ze schodów od dormitorium chłopców. Po chwili w pokoju pojawił się Harry, Ron i ta Granger.
- Hej Ada. – powiedział Harry.
- Gdzie idziecie?
- Przejść się.
- Nie teraz, może rano. Do łóżek.
-Ada proszę, mam pojedynek z Malfoy'em i...
-Tym bardziej cię nie puszczę, znam tą rodzinę on cię podpuszcza! -przerwałam mu.
-No, ale...
-Ja pójdę i sprawdzę czy jest czy nie ma, Filch mnie nie złapie, uwielbia mnie. Poczekajcie tu i ani mi się waż stąd ruszyć.! Jasne?
-Tak
Wyszłam z wieży, ale nie poszła do Izby Pamięci. Przeszłam spacerkiem po zamku i wróciła do wieży. Ale gdy weszłam chłopaków ani dziewczyny nie było. Jacy oni głupi. Zmieniłam się w białego tygrysa i pobiegłam w stronę Izby, ale usłyszałam wrzask dzieci z 3 piętra. Tylko nie tam, i pobiegłam na górę. Zauważyła czwórkę dzieci śledziłam ich aż do wejścia. W pokoju wspólnym zmieniła się w człowieka i...
- Czy wyście powariowali? Mówiłam, że was podpuszcza. A do tego poszliście do Puszka.-prawiłam kazanie .
Ten  pulchniejszy dzieciak, którego nie znałam skulił się na fotelu.
 -Puszek? To coś nazywa się Puszek? - zdziwił się Ron.
-Tak! Nie chcę mi się już dalej mówić więc won do swoich dormiotorium.
Wszyscy wstali i skierowali się w strony swoich dormitorium, jak tak szli Hermiona syknęła
  - Ona ma rację!
Następnego ranka na tablicy ogłoszeń był skład drużyny  Quiddith'a na ten rok:
                                                    Skład drużyny Gryfindor
                                                   Kapitan - Oliwer Wood
                                                   Obrońca - Oliwer Wood
                                                   Pałkarze- Fred Weasley
                                                                        George Weasley
                                                   Ścigające- Ada Potter
                                                                         Angelina Johnson
                                                                         Alicja Spinnet
                                                   Szukający- Harry Potter
Co?  Nie wiedziałam, że to były testy… nie jestem pewna czy dam radę. Po chwili dotarło do mnie, że Harry jest w drużynie. No tak, talent po ojcu.

_______~~*~~_________________
I jak?
Wiem, że krótki, ale idę historią Harry'ego.
Proszę o komentarze, dobre, złe obojętnie
Chcę przeprosić za orto od razu ;)

Ginny :*