środa, 13 maja 2015

TOM II: Rozdział 2 - Pierwszoklaśiści


Ada

Jest 31 sierpnia. Stałam właśnie w okrągłym pokoju i patrzyłam z uśmiechem na starca w fotelu. 
- Panie psorze zapomniałam się zapytać. Kto w tym roku będzie uczyć Obrony przed czarną magią?
- Glideroy Lockhart.
- To jakiś żart? Tak?
- Nie. Profesor Lockhart będzie uczyć w tym roku. Jednakże ty możesz uczyć się sama, ponieważ będziesz mieć nowe zajęcie.
- Jakie? - spytałam podejrzliwie.
- W tym roku zajmiesz się pierwszoklasistami z Gryffindor'u i Ravenclaw.
- Co? Ale...czemu akurat z Ravenclaw? – zatkało mnie.
Dobra, mogłabym mieć nawet Slytherin byle by nie chodzić na zajęcia z Lockhartem. Cholerny gwiazdor.
- Ponieważ prefekci z tego domu będą mieli patrole nocne.
- Aha. Chyba nie mam wyboru, zgadzam się.
- Hasła do obu wierz, przekaże ci pani McGonagall.
- Dobrze. A kto zajmuje się pierwszakami z Huffelpufu i Slytherinu?
- Puchon, z czwartego roku. Nie, nie znasz go. A i Krukonów nie zaprowadzisz po ceremonii. Następnego dnia, pójdziesz do wierzy Ravenclaw z profesorem Flitwick'iem i zapoznasz się z pierwszoklasistami. 
- Rozumiem, ja już pójdę. Miłego dnia.
- I nawzajem. - odpowiedział staruszek z uśmiechem.
Powoli przechadzałam się po zamku. Kiedy wyszłam na błonia owiał mnie chłodny wiatr. Powoli szłam w stronę jeziora. Nie jest to mojej wymarzone zajęcie na dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego, ale już wszystko co mogłam zrobić, zrobiłam. Zostało mi tylko czekać na swoją trójkę przyjaciół. Nagle usłyszałam za sobą trzepot skrzydeł. Bardzo cichy, tylko jeden ptak tak cicho przemierza niebo. Odwróciła się i powiedziała.
- Willy, myślałam, że lecisz do Zakazanego. Uwielbiasz tam siedzieć. - powiedziałam kiedy ptak usiadł na moim ramieniu. Spojrzał tylko na mnie i kiwną głową.
- Cieszę się , że nie poleciałeś chociaż mam z kimś pogadać. -powiedziałam do ptaka z uśmiechem. Tak o to przemierzaliśmy błonia do wieczora. 
                                                     ********************** 
Szłam właśnie za profesorem od Zaklęć do wierzy Krukonów. Flitwick odpowiedział na pytanie i weszliśmy do środka. Rozejrzałam się po pokoju w którym siedzieli uczniowie. Starsi od razu spostrzegli profesora i mnie oczywiście. Kiedy Flitwick kazał iść do pokoju starszakom, a pierwszoklasistom zostać, zrobili to dziwnie powoli. Dał znak żebym zaczęłam.
- Yhm... Witajcie jestem Ada. W tym roku będę was oprowadzać po zamku i pomagać w różnych rzeczach takich jak prace domowe. Często będziemy chodzić razem z Gryfonami.
- Gryfonami? - spytała jakaś dziewczyna w czarnych włosach.
- A bo pewnie nie wiecie... Gryfonii to uczniowie z Gryffindoru, Śizgoni są ze Slytherinu, Puchoni z Huffelpuf, a wy to Krukoni. Rozumiecie? - spytałam. Na odpowiedź kiwnęli głowami.
- No więc... poznajmy się.
- Nie zapamiętasz wszystkich naszych imion. - powiedziała ta sama dziewczyna, a blond włosa koleżanka kiwnęła głową.
- Uwierz mam bardzo dobrą pamięć. Wiecie, że mam na imię Ada. Kto na zachętę? Może ty. - wskazałam na tą samą dziewczynę, która zadawała mi pytania.
Zmierzyłam ją wzrokiem, dając jawne wyzwanie.
- Magda. - powiedziała dziewczyna.
- Nazwisko? – spytałam.
- A twoje?
- Nie uwierzycie.
- Dawaj.
- Potter.
- Co? - spytała dziewczyna, rozszerzyła oczy.
- A twoje? - zapytałam jakby nigdy nic.
- Nie wierze!
- No to nie wierz. Jak masz na nazwisko? -powiedziałam już trochę ostrzej.
- BeLove.
- Ładne. A koleżanka koło ciebie?
- Luna Lovegood.
 Tak, upłynęło kolejne 15 minut. Magda podejrzliwie wpatrywała się we mnie. Muszę jej pokazać kto tu rządzi, bo takich spojrzeń to ja nie wytrzymam. Inni szybko jakoś uwinęli się z informacją, że mam na nazwisko Potter, ale ona jakoś nie mogła.
 - Jutro o 14 pod salą od zaklęć. Czekać będę tylko minutę. Życzę wam miłego wieczoru. - powiedziałam i skierowałam się do wyjścia kiedy czarnowłosa dziewczyna zatrzymała mnie.
- Jak naprawdę masz na nazwisko?
Wszyscy w pokoju patrzyli na nas.
- Potter.
- Potter jest tylko jeden!
- Jestem jego siostrą.
- Nieprawda. 
- Prawda, a teraz cię przepraszam chcę wrócić do mojego dormitorium. Do widzenia.
- Do widzenia.
Wyszłam z pokoju nawet nie odwracając głowy. Na korytarzu sprawdziłam czy nikogo nie ma i przemieniłam się w tygrysicę. Pobiegłam do pokoju wspólnego, a tam czekali na mnie Lee, Fred i George. Zmieniłam od razu nastrój, spodziewałam się ciekawskich, ale nie aż tak. Krukoni… Nagle w pokoju podbiegł do mnie chłopiec z pierwszej klasy. Poznałam go od razu, po tym mugolskim aparacie.
- Ada... - powiedział piskliwym głosem.
- Co tam Colin? - spytałam. < pamiętacie o Colinie? dop.aut.>
- Czy to prawda, że jesteś siostrą Potter'a?- powiedział to tak szybko jakby chciał wypluć te słowa. Fred, George i Lee szepnęli " zaczęło się". Spiorunowałam ich wzrokiem.
- Tak to prawda. - odpowiedziałam z uśmiechem
- Mogę sobie zrobić z tobą zdjęcie, proszę.- zapytał z błagalną minką.
- Oczywiście... Lee zrobisz? – popatrzyłam na przyjaciela.
- Dobra. - rzekł z uśmiechem na twarzy.
 Creevey z uśmiechem podziękował i odszedł. Jak poszedł na schody chłopaki wybuchli śmiechem.
- Ej, co miałam odmówić! – powiedziałam.
- Fred, ile przyjdzie jeszcze takich? - spytał George.
- Nie wiem, może z 20? - odpowiedział Fred.
- Chłopaki! Muszę być miła dla nich! – zawołałam.
- Spokój Adziu. - powiedział Fred.
- Wiesz jesteśmy trochę źli, że ty nie musisz chodzić na zajęcia z Lockhartem. - powiedział George.
- Spoko, ale nie komentujcie już takich sytuacji.
- Okej, ale musisz nam przyznać. To było śmieszne. - powiedział Lee.
- Dobra, było. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ada! - zawołał młody Potter z końca pokoju - Przyjdziesz do mnie na chwilę?
- Idę! - odkrzyknęła i powiedziałam do przyjaciół - Zaraz wracam.
 Poszłam do dormitorium brata. Weszłam, a tam tylko Harry siedział na łóżku.
- Słucham? – spytałam delikatnie, bo wydawał się dziwnie smutny.
- Ten medalion...
- Tak?
- Rusza się czasem.
- A wiesz czemu? - spytałam, a chłopak zaprzeczył. - Bo tam w środku... nie wiem jak to powiedzieć... pokaże ci to.
Wiedziałam, że nadszedł czas mu pokazać działanie tego medalionu. Wzięłam od niego medalion i położyłam na łóżku. Wzięłam oddech. Harry cały czas patrzył na mnie z ciekawością. Otworzyłam medalion.
- Mamo? Tato?
- Witaj kochanie... Harry... - powiedziała postać Lily.
- Ale... jak? - spytał zdezorientowany Harry.
- Synu to nie jest ważne. - rzekł James. - Ważne, że teraz jesteśmy z tobą.
- Ja was zostawię, do zobaczenia.  - powiedziałam i wyszłam z pokoju. 
 Resztę wieczoru spędziłam normalnie, czyli obmyślając żarty na ten rok z trójką swoich przyjaciół. Oczywiście szukałam wzrokiem Harry’ego, ale nigdzie go nie widziałam.
Następnego dnia o omówionej godzinie spotkałam się ze wszystkimi pierwszoklasistami. Pokazałam im m.in. wieżę astronomiczną, skrzydło szpitalne, kilka sal lekcyjnych, a na koniec błonia. Na błoniach opowiedziałam pokrótce o nauczycielach.
- Łał, ty naprawdę  dużo wiesz! - powiedziała jakaś Krukonka.
- A ciekawe skąd? - spytała Magda, która cały czas nie wierzyła w moje nazwisko. Wszyscy się na nią spojrzeli. - No co? Nie jesteście tego ciekawi?
- Chcecie wiedzieć? - zapytałam, a wszyscy z aprobatą pokiwali głowami. - Mieszkam tu.
- No nie! Nie dojść, że ma nazwisko Potter to jeszcze mieszka w Hogwarcie! - zawołała oburzona Krukonka. 
- Powiedziałam ci coś wczoraj. Nie wierzysz, nie wierz, ale wiedz, że to prawda. - powiedziałam ostrzejszym tonem kierując się w stronę dziewczyny. Wszyscy się rozstąpili. Jedyna Ginny znała mój sekret więc obserwowała mnie uważnie, żeby wiedzieć kiedy mnie odciągnąć. Mieszkałam z nią tydzień w jednym tygodniu i po prostu się o tak zaprzyjaźniłyśmy.
-  Wystarczy, że powiesz tą prawdę! - wkurzona Magda nie przestawała.
- Co mam ci powiedzieć? - spytałam prawie warknięciem.
- Prawdę!
- Może od razu mój życiorys?!
- Może być! - krzyknęła BeLove. Stałyśmy nos w nos.
Byłam trochę wyższa, ale nie miałam zbytnio większej przewagi
- Dobra! Moją matkę i ojca zabił Voldemort! Tak nie boję się wymówić tego imienia! Później próbował zabić mojego brata, ale mu się nie udało. Dumbledore zabrał mnie tu, a Harry'ego oddał wujostwu! I od tamtego czasu mieszkam tu! - prawie warczałam.
- Fajna opowieść.
- Ada! - zawołał Harry ze schodów już biegł w kierunku zbiorowiska, a za nim Ron i Hermiona. Odsunęłyśmy się od siebie choć wyglądałyśmy pewnie jakby miały się zaraz pozabijać.
- Co tu się dzieję?
- Nic... bracie. - powiedziałam z wojowniczym uśmiechem
- Ha! Dobre! - warknęła  Magda. 
- O co tu chodzi? - spytał zdezorientowany Harry.
- Ta dziewczynka nie wierzy mi, ale to mi nie przeszkadza tylko to, że się mnie nie słucha.
- Nie znam cię, ale jestem jej bratem. - powiedział Harry i wyciągnął rękę do młodej Krukonki - Harry Potter się kłania.
- Ciebie to łatwo rozpoznać. Magda BeLove. 
- Pomyśl, Ada wczoraj była w waszej wieży z profesorem Flitwickiem. Wiec czemu nie zaprzeczył kiedy powiedziała swoje nazwisko, pomyśl. - wtrąciła się Hermiona.
Powoli ją lubiłam. Można się z nią dogadać. Uśmiechnęłam się zwycięsko.
-Też prawda, dobra w to mogę uwierzyć, ale w to że mieszka w Hogwarcie już nie. - powiedziała spokojniej.
- Nie musisz wierzyć. – powiedziałam jeszcze raz. - Jutro o 16 na błoniach! - krzyknęłam i ruszyłam w stronę zamku. Trójka Gryfonów też ruszyła się do zamku. Pierwszoklasiści z Gryffindoru rozbiegli się po błoniach, lecz pierwszoroczniacy z Ravenclaw poszli powoli do swojej wieży.
 Kilka dni później po "zajęciach" kazałam wszystkim wrócić do swoich wież, ale Magdzie kazałam jeszcze zostać. Poczekałam jeszcze chwilę aż wszyscy się oddalą. Mam dość tej bezsensownej niemej wojny.
- Nie chcę kłótni, ani wrogów. - powiedziałam.
- Też nie chcę, ale rozumiesz taki mam charakter. - odpowiedziała Magda.
- A wiesz, nawet cię rozumiem. No wiesz jak tu trafiłam też chciałam się dowiedzieć wszystkiego, ale często nie wierzyłam w to co mi opowiadali. No ale w końcu mnie przekonali. – powiedziałam z uśmiechem, przypominając sobie pierwsze chwile w Hogwarcie.
- Naprawdę? 
- Taka ja. 
- Ale czemu nikt o tobie nie słyszał?
- Bo nie jestem zarejestrowana w ministerstwie.
-  Aha cze…
- Stop. Żadnych pytań. Może i jesteś Krukonką, ale to ja tu jestem starsza.
- Dobra… to..
- Zgoda? – powiedziałam  i wystawiłam rękę.
- Zgoda. - odpowiedziała Krukonka i podała mi rękę.
__________________________~~*~~______________________
Nie bijcie ;)
Wiem, że dla was ta 'zgoda' była coś za szybko, ale zrozumcie Ada nie chce mieć wrogów < nie licząc kilku Ślizgonów, oni to podstawa>
Coś o Magdzie możecie przeczytać w zakładce "Bohaterowie"
Chcę dodać, że nie mam szablonu bo mój laptop nie chce żadnego przyjąć, ale nie ocenia się książki po okładce ;)

Ginny :*

sobota, 9 maja 2015

TOM II: Rozdział 1 - Wyprawa


Ada

-Panie psorze! Obiecał pan! -  powiedziałam już trochę zdenerwowana.
Ale aż na dwa miesiące? - rzekł Dumbledore.
- Tak, ponieważ w tamtym roku pojechałam tylko na dwa tygodnie. 
- A co ty tam będziesz robić?
- Do Munga pojadę na dwa tygodnie, do Harry'ego na jakiś tydzień, w domu dziecka zamierzam spędzić z tydzień, a później z dwa tygodnie u mugoli.
- No dobrze, ale nie dłużej.
- Dziękuje, idę się spakować. Jeszcze jedno czy Willy może zostać u pana?
- Oczywiście.
  Wybiegłam z gabinetu jak oparzona. Na korytarzu zmieniłam się w tygrysicę. Pobiegłam do dormitorium. Tam użyłam na swym plecaku zaklęcia zmniejszaj-powiększaj. Zaczęłam pakować ciuchy i rzeczy potrzebne do wycieczki. 
- Willy, zostajesz w Hogwarcie. Leć do Fawkesa. - jak to powiedziałam Willy wyleciał przez okno.  Założyłam plecak na plecy i ruszyłam w stronę wyjścia. 
Są wakacje i mam tylko dwa miesiące na uwinięcie się z wszystkim. Kocham moje wakacyjne obowiązki, ale są one strasznie wyczerpujące, ale jakoś muszę to przetrawić. Powoli szłam w stronę Hogsmead. Patrzyłam na ruch drzew i słuchałam ćwierkania ptaków. Kiedy byłam już w Hogsmead machnęłam różdżką i po chwili pojawił się Błędny Rycerz. Później wyskoczył z niego chłopak o blond włosach. 
Siemka Miki.
-  Hejka Ada. Wsiadaj. - wszedł do autobusu i podał mi rękę.
Mikiego znak od kilku lat, a Błędnym Rycerzem jeżdżę rok dłużej. Miki to miły dziewiętnastolatek, jest ambitny, ale jak na razie nie może znaleźć dobrej pracy.
- Dzięki.
- Do Munga jak zawsze?
- Tak.
- Na ile?
- Na dwa tygodnie.
- Aż na tyle? Mama ci pozwoliła?
Tak, nie wie, że mieszkam w Hogwarcie. Jak on był w Hogwarcie, wiem tylko, że był w Ravenclaw.
- Tak, ale tylko dlatego, że w tamtym roku byłam tylko na 5 dni.
- A gdzie później?
Później do mugolskiego miasteczka Little Whinging.
- Spoko. No to jedziemy! 
                                                         ************************* 
 Stałam przed drzwiami domu numer 4. Zapukałam. Po chwili w drzwiach  stanęła chuda kobieta z końską twarzą. Domyśliłam się, że to moja ciotka. Urodę ma po dziadku.
- Dzień dobry. - powiedziała.
- Dzień dobry...ja do Harry'ego. –rzekłam  z uśmiechem.
- Nie ma go.
- Jak to? – powiedziałam zdziwiona.
- Uciekł.
- Jak?
- Normalnie.
Jak mógł uciec? Użył czarów? To niemożliwe… nie zna jeszcze odpowiednich zaklęci. Dobra, raz kozie śmierć.
- Inaczej... Jestem Potter, Ada Potter. Siostra Harry'ego. Pani to Petunia? Tak?
- Vernon! - zawołała kobieta z przerażeniem.
- Czego? - zawołał niski głos.
- Choć tu! 
 W korytarzu pojawia się dorosły, otyły mężczyzna.
- Dzień dobry. - burknął do mnie.
- Dzień dobry, pan to pewnie Vernon?
- Tak...
- Ja chcę się dowiedzieć jak uciekł Harry.
- A pani jest...?
- Ada Potter, siostra Harry'ego.
Mężczyzna przeraził się tymi słowami. Rozśmieszyła mnie jego mina, ale nie dałam po sobie poznać tej reakcji.
- Pani też jest... dziwakiem.
- Tak. – odparła, ze spokojem. Harry mi mówił, że ciocia i wuj nie tolerują czarodziejów. - Mogę wejść?
- Vernon... - szepnęła Petunia - sąsiedzi na nas się gapią.
- Wejdź. - powiedział ostro mężczyzna. Więc weszłam do domu.
Już na pierwszy rzut oka wyglądał na strasznie sterylny. Przeszły mnie ciarki. Niegdy bym nie umiała tak posprzątać.
- Zapraszam do salonu. – powiedział moja ciocia..
- Cudowny wystrój. – powiedziałam, ponieważ wiem jak przypodobać się mugolą.
- Dziękuje... - odpowiedziała z uśmiechem pani Dursley.
- No więc jak uciekł Harry? - spytała siadając na fotelu.
- Latającym samochodem z jakimiś rudymi chłopakami... było ich chyba trzech, ale nie jestem pewien. 
Weasley’owie. Naprawdę? Pewnie powinnam się wypytać o szczegóły, ale się tylko uśmiechnęłam i powiedziałam.
- Dziękuje, za tą wiadomość. Mogę was zapewnić, że taka sytuacja się już nie powtórzy.
Popatrzyli na mnie dziwnie.
- Ja już muszę lecieć. Do widzenia.
- Do widzenia. - odpowiedzieli razem Vernon i Petunia Dursley. 
W pośpiechu wyszłam z domu. 
******
Co oni sobie myśleli?? Niech on szybciej jedzie! Muszę im dać nauczkę!! Jeśli coś im się stało… nie na pewno nie. Mimo wszystko umieją o siebie zadbać.
- Miki nie da się szybciej? 
- Jesteśmy na największych obrotach.Za 5 minut będziemy!
 Opanuj się! Zaraz się zmienisz ! Oddychaj. Jak już tam będę rozwalę to auto, najlepiej w nocy! Spokojnie... pani Weasley ich pogoni. Tak, chłopaki mówili, że jest ostra... Tak zobaczą jak to jest jak nie tylko dorośli na nich wrzeszczą !
Rycerz hamuje. Prawie wyskakuje z autobusu, w pośpiechu dziękuje za podwózkę i kieruje się w stronę tego dziwnie krzywego domu.
***********
Otworzyłam furtkę i powoli szłam w stronę domu. Kiedy zapukałam w drzwi usłyszałam krzyki. 
- Już otwieram, mamo! - usłyszałam znajomy głos.
 Otworzył jej Fred, uśmiechnął się.
- Ada! Wchodź!
- Dzięki... Gdzie Harry?
- Harry jest u Rona w pokoju.
- Fred kto to?- zawołał jakiś głos z kuchni a później w drzwiach stanęła kobieta.
- Dzień dobry, jestem Ada Potter siostra Harry'ego.
- Witaj- odrzekłą z uśmiechem kobieta - Jestem Molly, chłopcy wiele o tobie opowiadali.
- Aha. A czy mogła bym porozmawiać z chłopakami którzy przywieźli tu Harry'ego.
- Oczywiście... Fred idź po George'a, Rona i Harry'ego.
- Dobrze... - powiedział Fred z przerażoną miną i pobiegł na schody.
- Kochana jak ty się tu znalazłaś?
- Mam zaplanowaną wyprawę, w tym odwiedzenie Harry'ego i kiedy pojechałam do jego domu ciocia i wuj powiedzieli, że uciekł w latającym samochodzie z trzema rudymi chłopcami... więc się domyśliłam. - odpowiedziałam.
- Pewnie się przeraziłaś.- rzekła Molly.
- Na początku... teraz jestem wściekła, ale nie mogę wybuchnąć.
- Możesz, uwierz ja tyle razy wybucham w tym domu. Już nawrzeszczałam na chłopaków, wystarczy, że im powiesz, postawisz im ultimatum.
- Dobry  pomysł, ale ja nie mam pomysłu na ultimatum.
- No to wrzeszcz. Oni się chyba boją, pójdę po nich.
- Dziękuje.
 Kobieta poszła na górę, w tym czasie postanowiłam popatrzeć na zdjęcia rodzinne, ale co innego przekuło moją uwagę. Zegar, ze wskazówkami z imionami i zamiast godzin pokazuje różne uczucia i miejsca, wszystkie wskazówki wskazywał na dom, ale jedna " Artur" na pracę. To ojciec Rudej Rodzinki. Słyszałam o tych zegarach. Są bardzo rzadkie i zazwyczaj przekazywane z pokolenia na pokolenia. Usłyszałam kroki na schodach więc się obróciłam. Po schodach schodzili najpierw Harry, Ron, George, Fred i na koniec pani Weasley.
- No ja idę do kuchni. - powiedziała i pani Weasley poszła do drzwi, które zamknęła.
- Czy wy oszaleliście!! Mogło wam się coś stać, ktoś mógł zobaczyć! A ty Harry nie jesteś bez winy! – krzyknęłam i wyciągnęłam różdżkę.
- Nie możesz czarować. – odpowiedział Ron, który był dziwnie dumny z wypowiedzianych słów.
- Nie jestem w papierach w ministerstwie więc też nie mam Namiaru! – wykrzyknęłam.
- Ada spokojnie... bo się zmienisz... - powiedział George.
- Nie obchodzi mnie to! Harry mówiłam ci przecież, że przyjadę do ciebie!
- Wiem...ale nie mogłem już wytrzymać z ciocią i wujem...
- Tak? To bardzo mili ludzie...
- Chyba w snach. - wtrącił się Harry.
- Ada, przepraszam - powiedział Fred.
Nie, nie… tylko nie przeprosiny.
- Ja też przepraszam - rzekł George.
- Ja się martwiłem o Harry'ego bo nie odpisywał na listy, a chłopaki mi tylko chcieli pomóc. - powiedział Ron.
- A ja skorzystałem z tej pomocy. Przepraszam. - rzekł Harry.
- Nienawidzę was! – wrzasnęłam już tylko zirytowana swoją dobrocią.
- Dlaczego? - spytał Fred.
- Wiecie jak mnie udobruchać. – powiedziałam  po czym wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Na ile zostajesz?
- Nie zamierzam się narzucać.
- Coś ty! Ginny chcę cię poznać na pewno udostępni ci miejsce w jej pokoju. - powiedział Ron.
- Zostań! Co ci szkodzi? - rzekł Fred.
- No nic...
- No to postanowione, zostajesz! - zawołał George.
Posłałam im spojrzenie w stylu „ Tak i tak będę to pamiętać”, a później dałam się oprowadzić po domu.
  Następnego dnia zabrałam wszystkich, oprócz Percy'ego, Molly i Artura, na ćwiczenia. Truchtem pobiegliśmy do lasu. A tam wspięliśmy  się na drzewa i przeskakiwaliśmy z gałęzi na gałąź. Dla mnie i Ginny nie było w tym problemu, no bo jednak waga ma znaczenie. Gdyby to, że mogłam czarować, Ron by był bardzo poobijany.  Kiedy połowie zachciało się pić zabrałam ich nad  pobliskie źródło. Wracaliśmy ścigając się. Przez tydzień wyglądał tak nasz poranek, popołudnie spędzałam różnie, czasem pomagałam Molly, czasem graliśmy w Quidditcha, a czasem po prostu siedzieliśmy i rozmawialiśmy.  Po tygodniu w  Norze pojechałam w dalszą podróż.
_____________________~~*~~____________________
Podoba się? 
Przepraszam za spóźnienie - problemy z laptopem. 
Jak są jakieś zmiany informuje w proroku.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Ginny :*