wtorek, 15 września 2015

TOM II: Rozdzał 5- Kłótnia

Witam!
O to kolejny rozdział!
Chciałam wam podziękować za każde wyświetlenie, ale chciałabym wam też dziękować za komentarze. Dziękuję Julii Dudzik za wsparcie. Czytam twojego bloga i bardzo mi się podoba, nie zawsze zostawiam komentarz, ale to się zmieni obiecuję :D  
A więc zapraszam do czytania!
Ginny :*
 __________________________________~~*~~_______________________________


Ada

Właśnie miałam magicznie zgasić ogień w kominku, gdy nagle ktoś zapukał do mojego dormitorium. 
- Proszę. - zawołałam.
- To ja. - usłyszałam głos Freda. - przyszedłem tylko po eliksir na ból głowy.
- Jest tam gdzie zawsze. 
Podszedł do obrazu Dimitrii. Zaczął szperać w eliksirach, a mnie przeszedł dziwny dreszcz.
- Fred, zostawiłeś otwarte drzwi? - zapytałam rudego, akurat kiedy znalazł eliksir.
- O, tak przepraszam. - przeprosił- Zgasić ogień? - zapytał.
- Tak.
Machnął różdżką i w pokoju zrobiło się ciemno.
- Miłej nocy. - powiedział.
- Dzięki i nawzajem. -  odpowiedziałam.
 Kiedy przykryłam się kołdrą, zrozumiałam jedno - Warto mieć przyjaciół, którzy zawsze pomogą. 

**********
Fred

Wracając z Lee do dormitorium zastanawiałem się czy Ada zrozumie nas i nam wybaczy. Na schodach spotkaliśmy George'a.
- I jak?- zapytał.
- Dobrze, jest niewidzialna. - odpowiedział Fred.
- Dobra chodźmy się przespać. O pierwszej w nocy widzimy się w pokoju wspólny.- powiedział Lee. 

O pierwszej w nocy w pokoju wspólnym Gryffindoru nikogo nie było oprócz mnie.  Patrzyłem na drzwi widzialne dla tych co znają sekret. Usłyszałem kroki na schodach prowadzących do dormitoriów chłopców. Spojrzałem na schody, aby zaraz zobaczyć jak moi przyjaciele schodzą z ostatnich schodków. Jeden podobny do mnie, drugi czarnoskóry o czarnych włosach. Chłopcy podeszli do mnie i popatrzyli na moją osobę.

- Lepiej, aby przed wejściem rzucił na was zaklęcie niewidzialności. - powiedział czarnoskóry.
- Lee, na pewno nas nie będzie widzieć? - zapytał George.
- Na pewno. - odpowiedział Lee.
- Dobra, rzucaj. - powiedziałem.
- Okej, Invisibility Statim*. - powiedział Lee wskazując różdżką na mnie.
- No i jak. - zapytałem.
- Nie ma cię, Fred. – powiedział mój brat.
- Teraz ty George. - rzekł Lee.
- Dawaj. - powiedział George.
Invisibility Statim. - szepnął Lee wskazując różdżką na George'a, który stał się niewidzialny-  Dobra idźcie po Adę, a ja rzucę na siebie zaklęcie. 
Niewidzialni weszlismy do pokoju. Nie wiem czy to przez to, że jesteśmy bliźniakami, ale idealnie zgraliśmy się w czasie. George użył zaklęcia Lumos, aby oświetlić nam drogę. Podszedłem do łóżka mojej przyjaciółki i odgarnąłem  delikatnie kołdrę z wypukłości na łóżku. Powoli wsunąłem ręce pod ciało Ady. Kiedy wyczułem, że objąłem całą osobę powoli podniósłem ręce. 
- Wychodzimy.- szepnąłem prawie niedosłyszalnie.
Skierowaliśmy się do wyjścia. George zamknął drzwi.
- I jak? - szepnął Lee.
- Idziemy. - szepnął George. 
Wszyscy skierowaliśmy się do wyjścia.
- Dobra ja otworzę drzwi i przejdzie George i dopiero ty Fred. - szepnął Lee.
Jak powiedział tak zrobiliśmy. Choć Gruba Dama się nie obudziła, wiedzieliśmy, że będziemy musieli ją obudzić. Po cichu poszliśmy w kierunku siódmego piętra. Ada nie jest taka ciężka jaka się wydawała, więc z łatwością wszedłem na siódme piętro. Kiedy już tam się znaleźliśmy,  czekałem, aż pojawią się drzwi. Właśnie jak myślałem ile to jeszcze potrwa ukazały się zwyczajne drzwi. Drzwi się otworzyły i wszedłem. Przekroczyłem próg i znalazłem się w pokoju prawdziwej Gryfonki. Ściany pokryte były rubinową czerwienią, a podłoga była poryta miękkim dywanem w kolorze złota. W pokoju było jedno okno przez, które wpadało do pokoju światło księżyca i jedne drzwi, prowadzące pewnie do łazienki. Na środku pokoju stało wielkie łoże. Poszewki na poduszki były w kolorze ciemnego złota, a kołdra koloru pięknej soczystej czerwieni. Położyłem Adę i przykryłem ja kołdrą, która była miękka jak chmurka. Spojrzałem na sufit zobaczyłem tam prosty złoty żyrandol. Nagle zobaczyłem jak coś usiadło na stoliku koło łóżka. To Willy, przyleciał pewnie za nami. Nagle zobaczyłem fruwający list, który położył się na stoliku koło Willy'ego. To był list do Ady. Willy wziął go do dziobka. Patrzyłem tak na niego i zastanawiałem się czy nas widzi. Patrzyłem się tak prze dłuższą chwile kiedy usłyszał głos mojego brata.
- Fred wychodzimy.
- Dobra idę. - szepnąłem
Nie wypuszczaj stąd Ady. Grozi jej wielkie niebezpieczeństwo. Możesz tu wpuszczać tylko nas. Tylko nas. – Powiedziałem do Pokoju Życzeń.
 
*************
Ada

Kiedy się obudziłam, łóżko wydało się takie miękkie i ciepłe. Chciałam tu zostać. Przekręciłam się na drugi bok. Nagle coś usiadło na mojej nodze. 
- Willy, chcę spać. - powiedziałam i próbowałam go strząsnąć z nogi. Ale feniks cały czas siedział na nodze.- No dobra wstaje. 
Obróciłam się twarzą do mojego zwierzaka i zobaczyłam, że trzyma coś w dziobie. Wzięłam  kopertę od feniksa i od razu rozerwałam i zaczęłam czytać.
                       
                        Droga Ado,
                           Dostałem misję ochrony ciebie przed potworem z Komnaty Tajemnic.
                           Przyjdę koło 12 po południu.
                                                                                                                                  G.L.F. 

G.L.F? Co to za inicjały? Rozejrzałam się po pokoju. Pierwsze co zauważyłam to okno. Wielkie i stare. Ściany miały odcień czerwieni, a dywan w kolorze złota. Ale tu pięknie. Pokój Życzeń. Co ja tu robię i po co?
Poproszę zegar. I na ścianie na przeciwko łóżka pojawił się zegar. Była 9.00 rano. Mam jeszcze 4 godziny do przyjścia G.L.F. Wstałam z łóżka i jak tylko dotknęłam dywanu poczułam, się jak na chmurce... taki mięciutki i puszysty. Podeszłam do jedynych drzwi w pokoju. Kiedy otworzyłam drzwi moim oczom ukazała się piękna łazienka. Staromodna wanna, stała na środku,a wielka umywalka przy ścianie, a nad nią długie lustro. Weszłam powoli do tej pięknej łazienki. Poproszę ręcznik- pomyślałam. Po sekundzie przede mną lewitował biały ręcznik. Wzięłam ręcznik do ręki, taki miękki. Położyłam go na szafce, która nagle się pojawiła koło wanny. Odkręciłam kurki, zatkałam odpływ korkiem i wzięłam płyn do kąpieli z szafki i powoli go wlewałam. W szafce znalazłam jeszcze szampon i mydło do ciała. Kiedy woda w wannie była na idealnej wysokości, a piana była duża, zakręciłam kurki i się rozebrałam. Powoli weszłam do wanny. Woda nie była za gorąca ani za zimna, idealna. Kilka minut po prostu leżałam w tej pięknej wannie. Dopiero wtedy zaczęłam myć włosy i ogólnie myć się. Kiedy opatuliłam się miękkim ręcznikiem pomyślałam, że nie mam ciuchów na zmianę. Spojrzałam na szafkę i zauważyłam mój ulubiony T-shirt i dżinsy. Kiedy skończyłam szykowanie i poszłam do pokoju była już 11. Pierwszy raz chyba spędziłam tak długo w łazience. Podeszłam do mojego feniksa, który grzecznie siedział na szafce nocnej. 
- Och, Willy... - powiedziałam. - chyba dość długo tu zostaniemy...
Zawsze kiedy chcę przenocować w tym Pokoju, zawsze jest taki sam wystrój. Feniks podleciał do mnie i usiadł mi na ramieniu. Pogłaskałam go po główce. 
- Kocham cię... – szepnęłam nie wiem czemu. - Zobaczymy czy możemy otworzyć okno...
Kiedy wypowiedziałam te słowa Willy mrugnął do mnie. Powoli zaczęłam podchodzić do okna, lekko popchnęłam i się otworzyło.
- Leć, gdzie chcesz, ale wieczorem masz wrócić. - powiedziałam do niego jakby był młodym łobuzem. - Leć. 
Po tym jednym słowie Willy poderwał się z mojego ramienia i poleciał, patrzyłam tak na niego jeszcze z minutę jak leci. Biurko - pomyślałam. Odwróciłam się i już tam stało biurko i zwyczajne drewniane krzesło. Usiadłam za biurkiem i pomyślałam, że przydałoby się pióro i pergamin. Na biurku pojawiło się kilka piór i z 5 pergaminów. Wzięłam pióro do ręki i zaczęłam szkicować... twarz. Po skończeniu, uświadomiłam sobie, że to nie jakaś tam twarz, to twarz... mojej mamy. Popatrzyłam w jej oczy... takie same jak je ostatnio widziałam... no może bez tego pięknego zielonego odcieniu, ale... takie same. Uśmiechnęłam się na wspomnienie rodziców. Czasem nienawidzę swojej dobrej pamięci. Gdy nagle usłyszałam pukanie... odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam drzwi. Nie było ich tam wcześniej... 
- Proszę... - powiedziałam i wstałam z krzesła. 
Gdy drzwi się uchyliły nie wierzyła we własne oczy. Do Pokoju Życzeń wchodziła jej trójka przyjaciół... George, Lee i Fred. G.L.F. ! 
- Cześć, Ada. - powiedział George z uśmiechem.
- Cześć? Cześć! - wrzasnęłam. -  Wy chyba żarty sobie ze mnie robicie!
-Ada, daj nam wytłumaczy...  -zaczął Lee.
- Co niby? Że mnie uwięziliście w Pokoju Życzeń! - krzyknęłam.
Obiecaliśmy sobie na początku tego roku, że nie robimy sobie żartów! Muszą mieć dobry powód czemu mnie tu zamknęli.
- To nie tak! - krzyknął Fred.
- A jak? -odkrzyknęłam.
- Dumbledore kazał nam... - zaczął George.
- No mów!
- Kazał nam, żebyśmy cię schowali na czas jak nie wyjaśni się ta sprawa z Komnatą Tajemnic. - Lee powiedział to jakby chciał wypluć te słowa. 
- Powinniście mi to powiedzieć, a nie w nocy mnie przenosić!  - chciałam wzbudzić w nich poczucie winy.
- A poszłabyś do Pokoju Życzeń? - zapytał się Fred. - Nie! 
- Skąd wiesz? - zapytałam.
- Bo cię znam! - wrzasnął.
- Wcale mnie nie znasz!- krzyknęłam.
Kiedy człowiek jest zdenerwowany w ogóle nie myśli. Wiem co mówię.
- Znam! 
- Wcale, że nie! Jakbyś mnie znał to wiedziałbyś, że jeżeli Dumbledore coś mi każe to ja to robię!
- Od kiedy? - prychnął.
- Od zawsze! Prawie mnie nie znasz! A ja ciebie! I to ma być przyjaźń! - zawołałam i spojrzałam mu w oczy. Nie wyrażały nic, jak moje. Ale moje własne słowa mnie bolały. Ale byłam zbyt wściekła żeby to wyczuć.
- Aha, rozumiem, że nigdy nie uważałaś mnie za swojego przyjaciela?
- Tak!
Byłam tak blisko niego. Dzieliły nas dwa może trzy metry. Wystarczyło by się zmienić i skoczyć i…. o czym ja myślę! Nie mogę się od tak zmieniać w tygrysicę. Jestem na niego wkurzona, ale nie mogę nikogo ranić.
- Ada !
- Czego!!
- Odejdź ode mnie!
- Przecież jesteśmy metr od siebie.
- Jesteś potworem!
- Co? Od kiedy?
- Od teraz! Spójrz w lustro! - wrzasnął i podszedł do drzwi. - Jak postanowisz mnie przeprosić wyślij list. - wyszedł. Odwróciłam się do pozostałej dwójki. Przerażenie mieli wypisane na twarzy. Szybko pobiegłam do łazienki i spojrzałam w lustro. To co tam ujrzałam było straszne... Moja twarz była podzielona dwie części... jedna normalna, ludzka, a druga zwierzęca, moja druga natura. Ludzka była przerażona, zwierzęca jakby chciała zaatakować. Uspokój się, uspokój się - powtarzałam te słowa jak mantrę. Kiedy ponownie spojrzałam w lustro zobaczyłam swoją ludzką twarz. Westchnęłam i dopiero sobie uświadomiłam co właśnie zaszło... kłótnia z Fredem... on przecież chciał dla mnie jak najlepiej... 
- Na Merlina... co ja zrobiłam? - szepnęłam. Powoli podeszłam do drzwi łazienki i wyszłam.
- Ada nic ci nie jest? - zapytał Lee.
- Nie... wszystko w porządku.
- Przynieśliśmy chleb, ser, szynkę, masło i nóż. - powiedział George. To się stało w jednej sekundzie, George ruszył z tacą do biurka aby ją tam postawić, gdy nagle nóż się ześliznął i zahaczył o  dłoń George. Rudy krzyknął i upuścił tacę na ziemię. A mnie nagle uderzył słodki zapach. Kuszący zapach. Podeszłam do George'a i złapałam go za nadgarstek. Patrzył na mnie z przerażeniem.
- Chcę... - szepnęłam. 
- Ada! - szepnął z wyraźnym przerażeniem w głosie George. - Stój!
Odwróciłam się do niego, spojrzałam mu w oczy, ale nie było tam przerażenia tylko spokój i pewność. 
- Spokojnie... wcale nie chcesz tego... tylko twój zwierzęcy instykt tego chce... - szeptał. 
Wtedy wypuściłam jego ręki i gwałtownie wstałam. Zrozumiałam bowiem, że już od pewnego czasu jej nie pasuje... Jej zwierzęca natura dorasta tak jak ja...O, nie, nie skrzywdzę przyjaciół... Ja już skrzywdziłam... Freda... Nazwał mnie potworem... Muszę zdusić moją zwierzęcą część...Słyszałam jak Lee coś mówi... Jak podchodzi do mnie i mnie obejmuję... George zrobił to samo... Ale coś cały czas mąciło mi w mózgu... krew... Kiedy podeszli do drzwi wtedy się ocknęłam i zaczęłam słuchać.
- A więc dzisiaj przyjdziemy o 17, na krótko bo o 18 są patrole już na korytarzach.- mówił Lee.
- Spróbujem...- zaczął George. Po chwili zastanowienia powiedział- Spróbuje przynieść coś ciepłego z kuchni  i jakieś ciasteczka...
- Spoko, dzięki - powiedziałam. - za wszystko. 
- Do zobaczenia. - powiedział Lee z uśmiechem.
- Do dzisiaj.  - rzekł George i się uśmiechnął. 
 Po chwili stałam sama w pokoju. Usiadłam na łóżku i z mojego gardła wydarł się szloch. Jak ja mogłam tak się wściec na Freda? Jak jakieś małe dziecko… Ale u mnie może oznaczać gorsze konsekwencje niż u dziecka. Nienawidzi mnie teraz... ale on też nie jest bez winy. Próbowałam się przekonać. Tak i tak to ja powiedziałam, że nie jest moim przyjacielem. Co ja wtedy myślałam? Położyłam się na łóżku, a łzy same spływały mi po policzkach. Straciłam przyjaciela. Usłyszałam pukanie do okna, wstałam myśląc czemu Willy tak wcześnie wrócił. Spojrzała na okno, ale za oknem wcale nie znajdował się feniks. Tylko piękna brązowa sowa.

******
Fred

Wyszedłem z Pokoju Życzeń wściekły na siebie. Jak ja mogłem na to pozwolić? Co się ze mną wtedy stało? Wściekłość i smutek. Debil! - pomyślałem. Wiedziałem, że będzie wściekła! Wiedziałem, że będzie krzyczeć. Ale nie ja też musiałem się bronić! Nie chciałem jej nazwać potworem, ale wtedy byłem wściekły i nie myślałem, mówiłem co mi przyszło do głowy. Oparłem się o mur i usiadłem na chłodnej kamiennej posadzce. Za chwile Lee i George znajdą mnie i spytają co strzeliło mi do tego durnego łba. Wstałem, postanowiłem ten wolny czas między lekcjami spożytkować na samotną przechadzkę po zamku. Patrzyłem jak pierwszoroczniaki się ganiają, a starsze osoby stoją w grupkach i gadaj. Zastanowiłem się nad tym paradoksem... on jest w starszej klasie, a czasami i gada i biega po korytarzach. Uśmiechnąłem się na wspomnienie swojego pierwszego roku w Hogwarcie. Już drugiego dnia mieliśmy karę. Patrzyłem jak niektórzy coś czytają, albo szybko piszą na pergaminie. Czwartego dnia poznaliśmy Lee. Od razu znaleźliśmy wspólny język. Skręciłem w korytarz prowadzący do pokoju wspólnego Gryffindoru. Powoli, powoli szedłem w kierunku pokoju wspólnego Lwów.

__________________________
* Invisibility Statim – Invisibility (z łac. natychmiast ) Statim ( z łac. niewidoczność ), w wolnym tłumaczeniu natychmiastowa niewidoczność