wtorek, 20 października 2015

TOM II: Rozdział 6 - Tajemniczy przyjaciel

Hej!
O to ja i kolejny rozdział!
Wiem trochę opóźniony, ale wiecie szkoła. Ale jest! Postanowiłam wprowadzić nowy styl pisania listów. Każda osoba będzie miała inny styl. Napiszcie czy wam się podoba!
Wiecie, trochę mi smutno, że nie komentujecie, nie dajecie jakiś rad, albo nie dajecie pozytywnych komentarzy. Tylko jedna osoba cały czas mnie komentuje, to jest Julia Dudzik, która prowadzi superowego bloga! Na który serdecznie zapraszam, kliknijcie tutaj.
Zapraszam też do obserwacji aby być na bieżąco!
A teraz zapraszam do czytania!
Ginny :*
_____________________~~*~~___________________
  Ada

Wierzchem dłoni otarłam mokre policzki. Podeszłam do okna i otworzyłam je, tak aby sowa mogła wlecieć. Sowa wleciała do pokoju i usiadła na biurku. Wystawiła nóżkę. Podeszłam do niej i odwiązałam list od jej nóżki. Powoli zaczęłam rozwijać list. Sowa patrzyła na mnie jakby czekała aby zobaczyć moją reakcję na list. A więc zaczęłam czytać.

Droga, Ado,
Dowiedziałem się, że jesteś w pokoju i nie wiesz co się dzieje po za nim. Dlatego pomyślałem, że pomogę ci i codziennie wieczorem będę przysyłał ci list z nowinkami. Nie ważne kim jestem. Nie pytaj się o to. Zapewniam cię, że nie jestem z Gryffindoru, ani ze Slytherinu. Odeślij wiadomość czy chcesz abym tak robił. Erin z chęcią sobie polata. Czekam na twoją odpowiedź
 Pozdrawiam, Z.S.

Kolejny anonimowy list! No nie wytrzymam! Ale ten z pewnością nie jest od G.L.F. Nowinki? Czy naprawdę ten cały Z.S. chce jej codziennie przysyłać listy? Kim jest ten cały Z.S.? Nie jest, ani z Gryffindoru, ani ze Slytherinu. Zostaje Ravenclaw i Huffelpuff.Usiadłam za biurkiem wzięłam pióro i napisałam na odwrocie listu.
                                 
 

Dziękuje, z chęcią przyjmę twoją propozycję. Dojść już mam skrótów, napisz jak masz na imię lub jak mogę cię nazywać.
Ada
Zwinęłam list w rulonik i przywiązałam do nóżki Erin. Sowa spojrzała na mnie swoimi mądrymi oczami i wtedy poderwała się do lotu i wyleciała przez okno. Nie powiedziałam do kogo ma lecieć! Może polecieć dokąd chce! Wie gdzie lecieć. - usłyszałam głos w głowie i od razu wiedziałam, że to prawda. Siedząc cały czas za biurkiem, patrzyłam w niebo. Kaszlnęłam. Popatrzyłam na zegar. Już 13.50. Jak ten czas leci. Przydałaby się jakaś książka. Na biurku pojawiła się książka! Mugolska książka! Przygody Sherlocka Holmesa. Może być ciekawa. Wzięłam ją do ręki i wstałam z krzesła. Miałam położyć się na łóżku kiedy usłyszałam za sobą trzepot skrzydeł. Położyłam książkę na łóżku i się odwróciłam. Erin siedziała na biurku z wyciągniętą nóżką. Odwiązałam list i sowa wyleciała przez otwarte okno. Pod moją wiadomość było napisane jedno słowo.

Zars
Zars? To chyba nie jest imię. Dobra, nie ważne. Położyłam się na łóżku i zaczęłam czytać książkę.  Bardzo mi się spodobała. Ale kiedy skończyłam 5 rozdział usłyszałam krzyki i śmiechy dzieci. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Na błoniach uczniowie Hogwartu korzystali z ostatnich dni słonecznych. Przez chwilę stałam w oknie i szukałam wzrokiem Freda, Georga, Lee lub Harry'ego. Kiedy żadnego z nich nie znalazłam odeszłam od okna i wróciłam do lektury. 
**********
Magda

-Luna?- zapytałam.
- Hm? - mruknęłam moja przyjaciółka.
- Może poszukajmy bliźniaków. Oni często są razem z Adą.
- No, ale spóźniają się dopiero 5 minut. 
- Ale wiesz, Ginny, a co dopiero Ada, nigdy się nie spóźniają. 
- No wiem.
- No to chodź.
Ruszyłyśmy korytarzem w stronę wejścia do pokoju wspólnego Gryffindoru. Jak zawsze szłyśmy nie patrząc na innych. Luna zawsze podczas spacerowaniu po Hogwarcie buja w obłokach. A ja? Rozmyślałam jak to by było gdybym nie dostała listu. Poszłabym do prywatnego gimnazjum. Tam bym spotkała zarozumiałych, przemądrzałych, bogatych dzieciaków. Tu, w Hogwarcie jest o wiele lepiej. No oczywiście są, zarozumiałe, przemądrzałe i bogate dzieciaki i tu, ale co poradzić wszędzie się takich spotka. Ahh, jak dobrze, że spotkała Lunę, ona pokazuję jej jak oderwać się od rzeczywistości. Ada, uczy ją jak panować nad emocjami. A Ginny? No po prostu jak można się wkurzyć na rodzeństwo.  I akurat wtedy usłyszałam jej głos.
- Fred! Debilu! Mów gdzie ona jest!! 
Spojrzałyśmy z Luną na siebie i pobiegłyśmy tam skąd dochodził głos naszej przyjaciółki. Na korytarzu stała Ginny i Fred. Po nas nadbiegli George i Lee.
- Nie wiem gidzie jest! - wrzasnął Fred.
- Wiesz! Czuję to! - krzyknęła nasza przyjaciółka.
- Ginny, uspokój się. - podbiegłam do niej.
- Oni coś zrobili z Adą. - powiedział mi.
- Co? - odwróciłam się do rudowłosego - Gdzie jest?
- Po raz etny mówię, że nie wiem!- powiedział brat rudej.
Musiałam się uspokoić. Oni coś zrobili z Adą. W oczach George i Lee jest zdenerwowanie, a w oczach Freda smutek i wściekłość. Smutek niezbyt pasował do sytuacji. Coś się stało.
- Fred. Chcesz mnie oszukać? - powiedziałam powoli.
- Ja cię nie oszukuję! 
- Oszukujesz. Widzę to w twoich oczach. - uśmiechnęłam się słodko.
- W ogóle po cholerę tu przyszłyście! 
 Zdenerwowana popatrzyłam w oczy Freda. Nagle wszystko zniknęło. Pojawiło się wspomnienie. Zamazane bardzo zamazane. Usłyszała głos skupiła się na nim.

- Dumbledore nas wysłał abyś nam powiedział coś o siódmym piętrze.
- Pokój Życzeń, sir.
- Co to takiego?
- To pokój, który ukazuje się tym, którym go naprawdę potrzebują. Kiedy się pojawia, wyposażony jest dokładnie w to, co akurat jest potrzebne, sir.
 - A jak tam dotrzeć?
- Jak pewnie się domyślasz, sir na siódmym piętrze,naprzeciw gobelinu z Barnabaszem Bzikiem i trollami. Aby się do niego dostać należy przejść wzdłuż ściany trzy razy, intensywnie myśląc nad tym, czym pokój się ma stać lub do czego ma posłużyć, sir.

I znowu stałam na korytarzu. Fred na mnie dziwnie popatrzył.
- Ginny, nie ma co nie powie nam. - powiedziałam do przyjaciółki.
- Co? Ale Magda? - protestowała ruda.
- Ginny nie ma co próbować nie powie nam. - powiedziałam. - Chodź znajdziemy ją same.
- Okej. - powiedział Ginny. 
Fred wkurzony ruszył w stronę portretu Grubej Damy. Geroge i Lee poszli za nim. Szkoda, że Ada nie podała nam hasła. Ale tak i tak nie potrzebny nam teraz. Ruszyłyśmy w stronę schodów na siódme piętro. Kiedy byłyśmy na szóstym Ginny zaczęła wypytywać mnie.
- Magda o co ci chodzi? Gdzie idziemy? 
- Spokojnie, idziemy do Ady.
- Ale...
- Zaufaj jej. - odezwała się Luna.
Po tych słowach Ginny nie odzywała się. Kiedy dotarłyśmy do gobelina z Barnabaszem powiedziałam dziewczynom aby zaczekały. Przeszłam się trzy razy przed ścianą naprzeciw gobelinu myśląc 'Chce się dostać do Ady Potter. Chce się z nią zobaczyć. Nie mam złych zamiarów' Kiedy usłyszałam "Łał" dziewczyn wiedziałam, że się udało. Odwróciłam się do ściany przodem. W ścianie pojawiły się piękne stare drzwi. Podeszłam do nich i zapukałam. Nie usłyszałam odpowiedzi, a więc lekko je uchyliłam. Czułam oddech Ginny i Luny na karku. Uchyliłam szerzej. Moim oczom ukazał się pokój dla gryfonki. W barwach jej domu. Na łóżku leżała moja przyjaciółka. Nawet nas nie zauważyła.
- Hej Ada, fajny pokój. - powiedziała Luna.
Odwróciła się gwałtownie i kiedy nas zobaczyła otworzyła szeroko oczy.
- Dziewczyny! Jak wy tu się dostałyście? - zawołała i podbiegła do nas aby przytulić naszą trójkę.
- Lepiej ty powiedz co ty tu robisz? - zapytałam kiedy przytuliła mnie.
- Długa historia.  - odpowiedziała tylko.
- Mamy czas, Historia Magii odwołana. - powiedziała Ginny.

********** 
Ada

Kiedy opowiedziałam dziewczynom o tym jak to G.L.F. mnie tu przenieśli to Ginny rozgniewały się na maksa.
- Co oni sobie wyobrażają! - wrzeszczała Ginny. - Myśleli, że się nie dowiem! 
- Ginny spokojnie... - próbowałam ją uspokoić.
- Spokojnie! Sobie żarty robisz. Siedzisz tu zamknięta i nie możesz wyjść. - wybuchła ruda.
- Też jestem wściekła, ale przez moją wściekłość pokłóciłam się z Fredem.- odpowiedziałam ze stoickim spokojem. 
- Dziewczyny! - krzyknęła Magda - Mam coś do powiedzenia. A sprawa z Fredem może poczekać.
- Okej mów.- odpowiedziałam.
- Nie wiem jak to się stało... Spojrzałam prosto w oczy Freda i... i zobaczyłam wspomnienie.
- Magda! Przecież to jakaś odmiana jasnowidzenia! - krzyknęła z podekscytowania Ginny.
- Poszłabym teraz do biblioteki, ale no cóż... nie mogę. - powiedziałam.
- Trzeba z tym iść do profesor Trelawney. - powiedziała Luna.
- Skąd ją znasz? - zapytałam.
- Spotkałam ją na korytarzu. Mówiła, że w tym roku będzie wiele dziwnych sytuacji.
- Dziwne... - powiedziałam.
- Sorry, że przeszkadzam, ale my cały czas nie wiem kim jest ta cała Trewney... Trlawney... - rzekła ruda.
- Trelawney. To nauczycielka, która "naucza" wróżbiarstwa. - powiedziałam, a kiedy mówiłam "naucza" zakreśliłam palcami cudzysłów.
- Spoko... dzięki.
- Oh... Jest już  16.30! Musicie iść! - powiedziałam.
- Dobra, ale przyjdziemy jutro. - powiedziała stanowczo Magda.
- Dobrze, wyślę Willy'ego abyście wiedziały o której. - odpowiedziałam.
- Okej, do jutra. - powiedziała Magda.
- Pa! - pożegnała się Ginny.
- Do zobaczenia. - rzekła Luna.
- Do jutra! - powiedziałam za nim drzwi się zamknęły.
*****
Siedziałam na łóżku gotowa na spotkanie z chłopakami. Tylko nie wybuchnij.- powtarzałam sobie te słowa w głowie jak mantrę. Kiedy wybiła 17.00 odruchowo wstałam. Wtedy usłyszałam dwa pukania jedno zza drzwi, a jedno zza okna. Odwróciłam się przodem do okna i zauważyłam Willy'ego. Podeszłam do okna i je otworzyłam. Feniks wleciał i usiadł na stoliku nocnym. Pukanie od strony drzwi ponowiło się. 
- Proszę! -  krzyknęłam.
Drzwi się otworzyły i wparowali przez nie dwoje moich przyjaciół. O matko! Jak to dziwnie brzmi... zawsze było ich troje. Chciałabym aby Fred za chwilę też wparował przez te drzwi.
- Hej Ada! - zawołał radośnie Lee.
- Jak obiecaliśmy przynieśliśmy trochę ciasteczek i czekoladę! - powiedział wciąż uśmiechnięty George.
- Dziękuje.  - odpowiedziałam. - Co wyście tacy zadowoleni?
- Przecież mamy taki cudowny dzień! - powiedział Lee.
Uśmiechnęłam się.
- Ta, ta, ta, bo wam uwierzę. Mówcie co znów sknociliście. - zapytałam.
- My? Nic. - powiedział z miną niewiniątka George.
- Gadać! - krzyknęłam, ale nie wyszło to zbyt dobrze bo zrobiłam to z uśmiechem.
- Mamy mały prezent dla ciebie. - powiedział George.
- Tylko nie krzycz! - uprzedził Lee.
Zastanawiałam się o co mu mogło chodzić, ale w tym samy czasie podszedł do drzwi i otworzył je. Odchylił się i w drzwiach ukazał się... Fred! Z tacą w ręku. Nie patrzyłam na tacę... patrzyłam mu w oczy. Zobaczyłam tam wściekłość, smutek i szczęście jednocześnie. U mnie prawdopodobnie zobaczył tylko szczęście. Nie było mowy o innych uczuciach.
- Fred! - pisnęłam.
- Ada! - przedrzeźniał mnie.
Wszyscy w pokoju wybuchli śmiechem. Powiedzmy sobie szczerze. Jak chłopak naśladuje pisk dziewczyny zawsze brzmi to śmiesznie. I wtedy poczułam ukłucie bólu w piersi. Zaczęłam kaszleć. Mocno. Lee i George podbiegli do mnie i pomogli mi się położyć na łóżku. Fred w tym czasie wlewał coś do kielicha, który miał na tacy. Podszedł do mnie. Kaszlałam coraz mocniej... nie rozumiał tego. Willy skulił się na moim ramieniu i przytulił się do mnie. Zamykałam oczy... już miałam odpłynąć gdy poczułam zapach... słodki, pomieszany z nutą cynamonu i czegoś jeszcze czego nie rozpoznałam. Fred podsunął mi kielich do ust i przechylił go. Gdy ciecz, która była w kielichu dostała mi się do ust... to smak po prostu wybuchł mi na języku... Smakowało tak idealnie... jakby czekolada połączona z wanilią. Jej ulubione smaki.  Poczułam się lepiej. Nie czułam już ucisku w klatce piersiowej, przestałam kaszleć. Zobaczyłam ulgę na twarzach chłopaków.Jeszcze chwilę na nich patrzyłam, ale później obraz mi się rozmazał. Zemdlałam.