środa, 27 kwietnia 2016

TOM II: Rozdział 14 - Kawał



Eloo!
Jest nowy rozdział nie za cudowny, ale jest :D
Niedługo akcja się rozwinie więc nie martwcie się tą chwilową nudą.
Dzięki, dzięki, dzięki i jeszcze raz dzięki za komentarze <3
Zapraszam do czytania!
Gin :*
 ___________________________~~*~~_________________________



Ada

Nie wiem ile już minęło. Tydzień, dwa, miesiąc? Ale przez mój głód nie mogę myśleć. Wciąż to uczucie pustki i chęć ucieczki. Nie mogę racjonalnie myśleć.
Mój nowy przyjaciel przestał ze mną rozmawiać. Nie przeszkadzało mi to, ale wciąż nie jestem pewna czym on jest. Na pewno wężem. Tylko jakim?
Chodziłam na boki i ciężko oddychałam by się uspokoić.
Przeszkodziło mi wejście opętanej Gin. Popatrzyłam na nią i wyczułam zapach świeżego mięsa dzika. Skąd ja to wiem? Patrzyła na mnie.
- Masz. – rzuciła mi pod łapy mięso. – Nie chce cię zagłodzić na śmierć… jeszcze.
Warknęłam, ale i tak rzuciłam się na mięso. Wgryzłam się. Na języku poczułam smak krwi. Nie myśląc za bardzo po prostu jadłam. Tego potrzebowałam. Poczułam jak ciepło rozpływa się po całym moim ciele. Dziwne.
- Dobry kotek. – powiedziała Ginny i zaśmiała się tym swoim opętanym głosem.
Warknęłam i próbowałam się wyrwać. Jak zawsze, nic się nie stało.
Popatrzyła na mnie i wyszła. Padłam na mokrą podłogę. Nie miałam sił, nie mam ochoty już tu być. Spojrzałam w ciemność. Nie, nie poddam się.
Wstałam i szarpnęłam mocno. Usłyszałam zgrzyt. Odwróciłam się. Jeden z kółek łańcucha ma rysę. Szarpnęłam jeszcze raz. Tym razem się nic nie stało.

Fred

Już dwa tygodnie minęły od zniknięcia Ady. Zbliżały się święta. Już dwójka dzieciaków leżała spetryfikowana w skrzydle. Nawet nie wiem kto. Dobra wiem, że jeden z nich to ten mały Colin. Tylko tyle.
W zamku dało się wyczuć tę niepewność panującą wśród uczniów. Ponura atmosfera nie pomagała nam w uczeniu się.
George, Lee i ja opuściliśmy się w lekcjach jak i w żartach. Chociaż znaliśmy Adę półtora roku to bez niej to już nie to samo. Obserwowałem Harry’ego.
Dziwnie był zawzięty. Współczułem mu. Lockhart cały czas go wypytywał o sławę. Wiem, że on tego nie chce. Nie potrzeba tu jakiegoś detektywa. Kiedy tylko mogłem szukałem go wzrokiem. Nie wykazywał smutku, a ni nic z tych rzeczy. Cały czas czytał, rozmawiał i jeszcze raz czytał. Tylko co? Nie wiem i się nie dowiem… chyba, że…
Na obiedzie podszedłem do swojego młodszego brata.
- Hej młody. – powiedziałem.
- Hej. – powiedział i zaczął jeść.
Westchnął.
- Co robicie? – zapytałem Harry’ego i Hermione.
- Czytamy. – odpowiedział szybko Harry.
- A co?
- Podręcznik. – odpowiedziała Hermiona. – Tłumaczę mu jak zrobić eliksir.
Moja brew powędrowała ku górze. Chyba w to nie uwierzę, ale okej.
- Aha. – odpowiedziałem. – Dobra.
Powiedziałem i odszedłem. Czuje się bezużyteczny. Usiadłem koło swojego brata. O nic nie zapytał. Wziąłem oddech. Nie mogę tak siedzieć. Nie muszę coś robić. Dwa tygodnie to dużo może to jeszcze trochę potrwać. Spojrzałem na Lee. Uśmiechał się do mnie. Czy on wie co myślę czy co?
- Chłopaki. – powiedziałem i wzrok mojego brata z talerza powędrował na mnie. – Nie mogę tak siedzieć.
- O co ci chodzi Fred? – powiedział Lee.
- Nie chce żebyśmy stali się… tacy. – wskazałem na nas. – Nie wiemy ile jej nie będzie, a ja nie chce się zmienić w ducha.
- Czyli co? – powiedział mój brat.
- Żarty. Wróćmy do naszych starych zajęć. Ada by nie chciała, żebyśmy siedzieli i nic nie robili. Nie mamy jak jej pomóc więc co możemy robić. Być tacy jak kiedyś. Co wy na to.
- Zgadzam się. – powiedział bez wahania Lee.
George spojrzał na nas obu i się uśmiechnął.
- Okej, ja też.
*****
Tego dnia zdążyłem porozmawiać z Luną i Magdą. Spytałem czy nie chcą nam pomóc przy żarcie. Odpowiedziały, że z chęcią. Gin nawet nie pytałem wkurzyła by się.
Byliśmy znowu w swoim żywiole. Widziałem jak mój brat odżywa. Magda z Luną przyszły na błonia mimo pogody. Widziałem w oczach czarnowłosej dziwne iskierki.
- Dobra plan jest jasny. Wy zajmujecie czymś profesora Lockharta, a my zajmujemy się resztą. – powiedziałem.
- Okej. – powiedziały jednogłośnie.
- No to do roboty.
Ruszyły w kierunku zamku, a ja spojrzałem na mojego przyjaciela.
- Masz?
- Oczywiście. – powiedział i wyciągnął siatkę.
- Dobra za dwie minuty ruszamy. George?
- Wiem. – pstryknął palcami i nożyczki, które trzymał w ręku zaczęły lewitować i ciąć na ślepo.
Ciekawe ile ćwiczył ten trik. Uśmiechnął się do mnie, a ja do niego. Oby po skończonym żarcie znowu nie był… duchem? Tak się zachowywał.
Po dwóch minutach biegiem ruszyliśmy do gabinetu profesora Obrony przed Czarną Magią. Bez problemu dostaliśmy się do środka.
- Dobra, stoję na czatach. Róbcie co macie robić i wychodzimy. – powiedziałem i uchyliłem drzwi tak aby wszystko widzieć i słyszeć.
Lee z siatki wyjmował łajno bomby i nastawiał każdą by wybuchła za dziesięć minut. George poszedł pociąć szaty naszego profesorka.  Moi przyjaciele szybko się uwinęli i po pięciu minutach wyszliśmy z gabinetu. Szliśmy w kierunku Wielkiej Sali gdy usłyszałyśmy głos Luny.
- Profesorze, a mogę jeszcze jeden autograf dla naszej koleżanki?
- Oczywiście.
Co za debil. Przeszliśmy koło dziewczyn i kiwnięciem głowy dałem znać, że koniec. Prawie od razu nas dogoniły i wyrzucając wszystkie autografy Lockharta  do śmieci.
- Co za snob. – powiedziała Magda.
- Zgadzam się z tobą, młoda. – odpowiedział Lee.
Prychnęła.
- Spokój. – powiedziałem bo spodziewałem się po dziewczynie jakieś riposty. – Myślmy o tym, że zaraz nasz ukochany profesor wparuje do Wielkiej Sali w dziurawych szatach i w łajno bombach.
Odpowiedziały mi uśmiechy.

Z dziewczynami rozstaliśmy się w drzwiach Wielkiej Sali. I jak się spodziewaliśmy po pięciu minutach do Wielkiej Sali wparował nasz profesor. I jak myśleliśmy wszystko się udało. Oczywiście jak tylko wszedł nastąpiła minuta ciszy, a później wybuch śmiechu. Nie mogliśmy. Widziałem, że nawet zakochane w nim dziewczyny się śmiały. Nawet nauczyciele się śmiali. Mogę nawet powiedzieć, że nawet Snape się uśmiechał.
Po chwili usłyszeliśmy rozbawiony głos dyrektora, który nas uciszał. Po jakiś trzech minutach to mu się udało.
- Proszę aby sprawca wyglądu profesora Lockharta przyznał się do swojego występku. – powiedział dyrektor z wesołymi iskierkami w oczach.
- Ale on tak wygląda w środku. – ktoś krzyknął i znowu sala wybuchła śmiechem.
Dumbledore patrzył na nas jakby wiedział, że my to zrobiliśmy. Lecz my posłaliśmy mu już sławną minę „Me jesteśmy grzeczni”. Dyrektor znał już nasze występki i mógł spodziewać się, że w końcu coś takiego się stanie.
Nawet nie próbował już uciszać po prostu usiadł i kontynuował swój posiłek. My zadowoleni, że chwilowo  jakoś usunęliśmy tę ponura mgłę spowodowaną potworem z Komnaty Tajemnic.

środa, 13 kwietnia 2016

TOM II: Rozdział 13 - Gdzie ona jest?


Witajcie!
Jest nowy rozdział ! Napisany z innej perspektywy <w końcu> .
Już tyle razy chciałam napisać rozdział opisany przez inną osobę, ale nie mogłam go wpasować. 
Dziękuje wszystkim za komentarze, one bardzo mnie motywują. 
Mam nadzieje, że się spodoba :D 
Gin :*
 ___________________________~~*~~_________________________


Fred

Siedzieliśmy z Lee i Georgem w pokoju wspólnym kiedy wpadła nagle Ada. Zatrzymała sę na chwilę jakby się nad czymś zastanawiając i pobiegła do swojego pokoju.
- Co to było? – zapytał Lee.
- Nie wiem… może czegoś się dowiedziała.- powiedział mój brat.
- Niemożliwe. Od kogo? – powiedziałem.
- Nie wiem…- powiedział Lee, ale jego mina nie pasowała do wypowiedzi.
- Lee, wiesz coś? – zapytałem.
- Domyślam się.
Posłałem mu pytającą minę. On potrząsnął głową.
- Nie jestem pewny.
Nienawidzę nie być poinformowany o czymś. Mój przyjaciel wiedział o tym, ale nie chciałem wywoływać kłótni. Zwłaszcza, że z Adą coś się dzieje.
Po jakiś dwóch minutach wbiegła do pokoju wspólnego Stanęłam w miejscu.
- Przepraszam. – powiedziała i pobiegła.
Ja z bratem wstaliśmy z miejsca, ale Lee nawet drgnął.
- Idziemy za nią. – powiedzieliśmy razem z Georgem.
- To idźcie.
- Czemu nie idziesz z nami? – zapytałem.
- Bo ona ma racje. Pilnujemy jej jak małego dziecka. Czas by odpuścić jej. Choć jeden wieczór.
To nas powaliło z nóg. Mieliśmy zadanie. Zadanie, które może ją uratować, a on jak gdyby nic po prostu mówi żebyśmy jej odpuścili.
- Co? – zapytaliśmy.
-Wiem, że mamy to zdanie, ale… ona powinna o nim wiedzieć.
Popatrzyłem na niego jak na debila.
- Słuchajcie… to ona powinna decydować o swoim życiu, a nie ktoś inny.
Ma racje. Ja też chciałbym wiedzieć, że ktoś ma zadanie dotyczące mnie. Spojrząłem na brata. Teraz pewnie wyglądaliśmy jak odbicie w lustrze. Patrzył na mnie smutno z pomierzwioną grzywką. Kiwnął głową. Usiedliśmy.
- Ok. Jutro jej powiemy. – powiedziałem


**********

Rano nie próbowaliśmy nawet wejść do jej pokoju. Więc kiedy przyszliśmy na śniadanie i nie było jej, zdziwiłem się. Gdzie ona może być. Smith siedział przy swoim stole. Przyjrzałem się. Minę miał jakby byłby strasznie skrzywdzony. Czy ma to związek z Adą? Muszę z nim pogadać. Po chwili nasze spojrzenia się skrzyżowały. On wstał od swojego stołu i wyszedł z Wielkiej Sali. To było dziwne.
Jedząc posiłek rozglądałem się z nadzieją na zobaczenie mojej przyjaciółki, ale nigdzie jej nie było. Podczas tej wzrokowej wędrówki napotkałem wzrok dyrektora. Patrzył na mnie z współczującym uśmiechem. Czy on wie? Na pewno. On wie wszystko co dzieje się w tej szkole. W mojej głowie pojawiło się czerwone światełko. Ada uciekła. Nie to złe określenie. Ada poszła. Poszła do Komnaty Tajemnic. Wstałem jak oparzony od stołu. George i Lee spojrzeli na mnie. Dałem znak, że muszę z nimi pogadać. Wstali i poszli za mną do jednego z tajnych przejść.
- Ada poszła do Komnaty Tajemnic. – powiedziałem
George był zdziwiony, a Lee miał minę jakby się tego spodziewał. O co mu chodzi?
- Nie dziwie jej się. Chce żyć normalnie, a tu jakiś potwór jej wyskakuje na drogę. – powiedział mój czarnowłosy przyjaciel.
- Lee, o co ci chodzi?- zapytał mój brat.
- O to, że ona wie co robi.
- Chłopie kilka dni temu zrobiłbyś wszystko tylko po to żeby tam nie poszła, a teraz? – powiedziałem.
- Wyjaśnił mi ktoś, że… - przerwał. – Nieważne. Nie zrozumiecie tego.
- Lee, powiedz może zrozumiemy.
- Zrozumiecie, że Ada nie zawsze będzie nad sobą panować? Zrozumiecie, że ona jest inna niż my? Zrozumiecie, że ona ma tylko brata? Zrozumiecie, że ona zrobi wszystko by go ocalić. Zrozu…
- Stop. Poczekaj. My też zrobimy wszystko by ocalić naszą rodzinę. – Przecież ja też mam rodzinę. Rozumiem, że nie zawsze będzie nad sobą panować. Wiem, że jest inna niż my. Ma tylko brata, to też wiem. Nie wiem tylko jakie to uczucie. Ja mam dużą rodzinę. Wiem, że powinienem powiedzieć to na głos, ale nie chce.
- Wiem chłopaki, a resztę zrozumiecie? Zrozumiecie, że ona nie potrzebuje ochroniarzy tylko pomocy w ochranianiu?
- Co ty pleciesz? – palnąłem bezmyślnie.
- Fred… ona ochrania swojego brata.
Wiem to. Jednak jakoś trudno mi to przyswoić. Ada jest w Komnacie Tajemnic i poszłam tylko po to by ochronić brata i resztę uczniów. Patrzyłam na Lee. On był całkiem poważny. Nie zważając ani na mojego brata, ani na mojego przyjaciela wyszedłem z przejścia. Muszę znaleźć Smitha. 


*****

Nie długo go szukałem. Znaczy to chyba on znalazł mnie. Stał na środku korytarzu i patrzył prosto na mnie. Każdy się spieszył na lekcje więc nie zobaczyli jak jakiś koleś stoi na środku korytarza.  Podszedłem do niego, mierzyliśmy się wzrokiem. Ruchem ręki pokazałem żeby szedł za mną. Nawet nie odwracając się wiedziałem, że idzie za mną. Zaprowadziłem go do jednej z nieużywanych sal. Na drzwi rzuciłem zaklęcie wyciszające. Smith oparł się o ścianę i patrzył na mnie.
- Gdzie ona jest? – spytałem.
- Tego nie muszę ci mówić.- odpowiedział.
Nie musiał, ale chciałem się upewnić.
- Co jej powiedziałeś?
- Nic nie musiałem. Sama zadecydowała.
- Ale to ty podsunąłeś jej ten pomysł.
- Powiedziałem tylko, że wie co powinna robić. Nie jestem zadowolony, że tak szybko podjęła tę decyzje, ale ją rozumiem.
- Po co w ogóle jej to powiedziałeś?
- Sama by do tego doszła.
Zacisnąłem zęby. Nie chciałem się zdenerwować. Ten dupek myśli, że wie wszystko, a zna Adę od kilku dni. To mnie chyba najbardziej wkurza. Ada go po prostu posłuchała.
- Spokojnie, da sobie radę. Nie jest sama. – powiedział.
- Ty ? Żarty sobie robisz?
- Nie ja. Ja jestem bezsilny w tej sytuacji, ale jej brat potrafi więcej niż jej się wydaje. Ona potrzebuje go, on potrzebuje jej.
- Harry? On ma dwanaście lat.
- Zapomniałeś co się stało w tamtym roku?
- Nie, nie zapomniałem.
- Wiesz Wealsey, uwierz czasem w ludzi. Nie wszyscy potrzebują twojej pomocy.
- Wiem przecież.
- Na pewno?
Wyszedł. Tak po prostu wyszedł. Co za koleś! Ale ma racje. Cholera! Czas dać sobie z tym spokój. Oni dadzą sobie radę. Powtarzałem to zdanie jak mantrę.


******

Magda

Kiedy rano się obudziłam, lekko się zdziwiłam na widok leżącego na moim stoliku nocnym listu. Sięgnęłam po niego i jednym ruchem ręki otworzyłam go. Nie musiałam nawet się zastanawiać od kogo ten list. Zaczęłam czytać.


Słuchaj, znikam. Nie wiem na ile, może na długo. Nie martw się tylko. Chciałam cię tylko poinformować moją przyjaciółkę. Pamiętaj jak się poznałyśmy, pamiętaj o swoi darzę. Spróbuj go opanować i szukajcie z dziewczynami cały czas informacji o nim. Do zobaczenia.

Ada

Ada znika. Dobra tylko gdzie. Trzeba się dowiedzieć. Spojrzałam na zegarek. 6.00? Czy ja spać nie umiem? Co mi odbiło? Dobra chociaż mogę poświęcić więcej czasu na odprężający prysznic.


***

Z dziewczynami jednomyślnie usiadłyśmy przy stole Ravenclawu. Ginny już była tu stałym gościem. Dowiedziałam się, że one też dostały podobne listy i też chcą się dowiedzieć o co chodzi. Miałyśmy jedno potencjalne miejsce, Komnata Tajemnic. No ten napis mówił sam za siebie. Potwór chce Ady. A ona oszczędzając innych poświęciła się. Pytanie brzmi: Czy żyje?
- Dziewczyny myślę, że tylko jedna osoba może nam pomóc. – powiedziałam.
- Kto? – zapytała zdenerwowana Gin.
Jej dziwne zachowanie mogło wynikać z tego, że martwi się o naszą przyjaciółkę. Ale mi się wydaje, że coś przed nami ukrywa. Jednak miałam nie używać na nich swojej mocy więc odpuściłam jej.
- Jej nowy przyjaciel. – powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Zachariasz? – spytała Luna.
- Mhm.
We trójkę skierowaliśmy wzrok na stół Puchonów. Smith siedział i spokojnie jadł kiedy nagle wstał i wyszedł z Wielkiej Sali.
- Trzeba z nim porozmawiać. – powiedziałam.
I w ciszy zjadłyśmy śniadanie. 


****

Ze znalezieniem Smitha był mały problem. W końcu znaleźliśmy go godzinę przed obiadem. Złapałam go za nadgarstek i zaprowadziłam do jakieś opuszczonej sali. Zdziwiło mnie, że się nie wyrywał. Wszedł za mną grzecznie do pomieszczenia i delikatnie wyrwał rękę z mojego uścisku. Spojrzał na mnie i widocznie czekał aż coś powiem. Moje przyjaciółki weszły i zamknęły drzwi.
- Słuchaj no. My wiemy, że ty coś wiesz gdzie jest Ada. – powiedziałam.
Przewrócił oczami.
- Może wiem, może nie wiem. – powiedział.
Miałam się właśnie odezwać kiedy przerwała mi Luna.
- Zachariaszu… powiedz nam. Musimy wiedzieć gdzie ona jest.
Spojrzał na nią. Uśmiechnął się.
- I tak się właśnie prosi. To raczej oczywiste gdzie poszła. – powiedział i spojrzał na Ginny.
Troszkę mnie to zdziwiło, ale nie zagłębiałam się.
- Smith spójrz mi w oczy.
- O  nie ze mną te numer. – powiedział i cofnął się o krok.
- Magda… - westchnęła Luna.
- Chce tylko dowiedzieć się czy mówi prawdę.
- Okej. Patrz. – powiedział i spojrzał mi w oczy.
Odwzajemniła spojrzenie i zapytałam się w myślach „ Gdzie jest Ada?” Przed oczami ukazała mi się moja przyjaciółka stojąca na korytarzu. Przed nią stał Smith.
-Zars, muszę tam iść.
- Wiem.
To wspomnienie było dziwnie rozmazane. I czemu Ada, Smitha nazwała Zars. Za dużo. Najpierw zajmijmy się nią.
„Wyszłam” z głowy Smitha. Patrzył na mnie z miną „I co? Mówiłem prawdę”.
- Mówi prawdę. – powiedziałam.
- Mogę już iść, czy jestem jeszcze do czegoś potrzebny.
Machnęłam ręką żeby wyszedł. Usiadłam na najbliższej ławce z westchnieniem.
- Nic nie wiem. Nie wiem gdzie jest Komnata, ani jak się do niej dostać.
- Po prostu poczekajmy. My i tak nic nie zdołamy zrobić. Jesteśmy na pierwszym roku. – powiedziała rudowłosa.
- Gin ma rację. – powiedziała Luna
- Wiem.
Nie lubię się czuć bezużyteczna, a właśnie się teraz tak czuję. Co za nieznośne uczucie.