wtorek, 22 listopada 2016

TOM III: Rozdział 5 - Dzień z rudą rodzinką



Witajcie!!
Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam weny i powiem szczerze złapał mnie ogromny leń.
Ale zauważyłam, że trudno mi się wyrobić w dwa tygodnie z rozdziałem. Więc data będzie napisana, że za dwa tygodnia, ale nie zawsze się będę wyrabiać i jak w tej sytuacji będzie tydzień później.
A teraz zapraszam do czytania.
 Gin :*

___________________________~~*~~_________________________

Ada

Obudziło mnie walenie w drzwi i krzyk Molly Weasley.
- Wstawajcie dziewczynki! Śniadanie!
- Już mamo! – krzyknęła zaspana Ginny.
Wstałam i rozciągnęłam się. Gin zrobiła to samo. Ziewając zeszłyśmy na dół. Śniadanie było jak zawsze głośne i gwarne. Pan Weasley opowiadał o wczorajszy dniu w pracy. Próbowałam się skupić na jedzeniu gdyż nie wypiłam kieliszka mojej mieszanki i czułam silne zapotrzebowanie na krew. Więc jadłam w spokoju wsłuchując się w każde słowo. Kiedy skończyłam podziękowałam i poszłam na górę wziąć prysznic. Do łazienki wzięłam całą torbę i zrobiłam wszystko co było mi potrzebne. Szybki prysznic orzeźwił mój umysł i byłam znów sobą. Kiedy zeszłam gotowa już na dół pana Weasley’a już nie było. Zaproponowałam pomoc pani Weasley, ale to nie chciała jej przyjąć. Więc z braku zajęcia wyszłam na dwór. Zaczerpnęłam świeżego powietrza i przeszłam się na tyły domu. Patrzyłam na lecącego właśnie ptaka, gdy usłyszałam krzyk z lasu. Szybko przeskoczyłam przez płot i pobiegłam do lasu. Gdy minęłam linie drzew zmieniłam się w tygrysice. Wyczułam zapach dwóch osób. Jedna to był na pewno mugol, ale drugi nie mogłam odróżnić. Kiedyś taki czułam, ale to było dawno temu. Szłam za zapachem. Doszłam do niewielkiej polany gdzie leżała związana dziewczyna i stał nad nią zarośnięty facet.
- Wiesz co dzisiaj jest? – zapytał facet.
Dziewczyna ze łzami w oczach pokręciła głową.
-Pełnia. –powiedział mężczyzna z uśmiechem. – Noc najgroźniejszych. Wiesz czym jestem?
Znów kręcenie głową.
- Wilkołakiem. Jednak istniejemy – zaczął się śmiać.
Wilkołak. Kilkanaście lat nie czułam zapachu wilkołaka. Ostatni raz nie był za miły. Warknęłam i wyszłam za drzewa. Facet zdziwił się.
- O kotek. Kici,kici. – powiedział do mnie z szyderczym uśmiechem.
Ryknęłam. Wyprostował się. Mało jest wilkołaków, którzy potrafią się zmienić bez pełni. Po przerażeniu w oczach mężczyzny zgadłam, że nie potrafi. Zaczął się cofać. Nie, nie uciekniesz! Rzuciłam się na niego. Wgryzłam się w jego szyję. Umarł. Jaka szkoda. Ciekawe ile zabił osób? No to zapas krwi na cały dzień. Podeszłam do leżącej dziewczyny, która patrzyła na mnie ze strachem. Przegryzłam liny i usiadłam przed nią.
- Dz-dziękuje. – powiedziała płacząc.
Wstałam i już miałam uciec kiedy zawołała.
- Cz-czekaj! Nie wiem jak wrócić.
Biedna dziewczyna. Może skasowałabym jej pamięć? Nie tak by zrobiło Ministerstwo, a ja jeszcze nie do końca wiem jak się używa zaklęcia więc. Podeszłam do niej i pyskiem tracąc ją kazałam jej wstać.
- J-już, już wstaje.
Wstała i pogłaskała mnie po grzbiecie.
- Dziękuje. – dziewczyna otarła łzy i poszła za mną.
Wyprowadziłam ją na skraj lasu. Kiwnęła mi głową i poszła. Szybko pobiegłam skrajem lasu bliżej Nory. Przed wybiegnięciem z lasu zmieniłam się w człowieka i pobiegłam. Co za drań! Żeby w biały dzień! Przecież spokojnie może nie jeść i nie pić ludzkiego mięsa ani krwi. Wilkołaki. Panoszą się jak nie wiem co.
Dobiegłam do płotu i z łatwości go przeskoczyłam. Wzięłam kilka głębokich wdechów by uspokoić oddech. Po chwili z domu wybiegła Ginny.
-Ada! – zawołała. – Cały czas cię szukam!
- Cały czas byłam tu.
- Okej. – westchnęła. – idziesz z nami grać w quidditcha?
-Mogę pograć.
- To chodź! – powiedziała i pociągnęłam mnie za sobą.
Zaklęciem przywołałam nasze miotły i poleciałyśmy na wzgórze gdzie czekali na nas chłopcy. Fred spojrzał na mnie jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.
- Jest nas piątka więc… - zaczął George.
- Mogę oddać Ginny moją miotłe, ja nie muszę grać. – powiedziałam.
-Nie ! – zaprotestowała rudowłosa.
-Tak! Chce zobaczyć jak rodzeństwo ze sobą rywalizuje.
Gin się uśmiechnęła.
- Okej.
-Proszę. – podałam jej miotłę, a po tym oddaliłam się i usiadłam na trawie by mieć jak najlepszy widok.
Ginny była razem z Georgem, a Fred był z Ronem. Grali za wzięcie. Co chwile był remis. Skończyli około półgodziny przed 13, ponieważ Fred zaczepił o moją miotłę, a siedząca na niej Ginny spadła. Na szczęście nie grali na dużej wysokości i dziewczynie ni się nie stało, ale i tak i tak przybiegłam do niej jak najszybciej i zaczęłam pytać co ją boli.
-Spokojnie. Nic mi nie jest. – odpowiedziała z uśmiechem.
Spojrzałam na chłopców. Mieli skruszone miny zwłaszcza Fred. Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia z Ginny i zaczęłyśmy się śmiać. Słodko wyglądali gdy tak stali i nie wiedzieli co robić. Pomogłam wstać rudowłosej, a ona się otrzepała.
-No dobra, ja idę z Adą do domu. Jakby co będziemy plotkować więc nie będziecie mieli czego podsłuchiwać. – mrugnęła do nich.
Wzięła miotłe z ziemi wzięła mnie pod rękę i poszłyśmy w stronę Nory. Po drodze komentowałyśmy zmienność nastrojów jej braci.
-No są niemożliwi! Czasem mnie tak wkurzają, ale jak coś mi się stanie to od razu „Nie mów mamie” „Nie płacz tylko” – westchnęła zrezygnowana. – Ja nie jestem jakąś porcelanową laleczką. Jestem pewna siebie…
- Z roku na rok będziesz twardsza od nich. – powiedziałam.
Wpadłyśmy w niepohamowany śmiech.
-Chciałbym.
W wesołej atmosferze dotarłyśmy do Nory. Powitał nas zapach czekoladowych babeczek.
-Dziewczynki! – wyjrzała zza progu pani Weasley. – Dobrze, że jesteście pierwsze! Jak ci chłopcy dorwą się do babeczek to nic dla was nie zostanie! Chodźcie!
Z uśmiechem powędrowałyśmy do kuchni. Babeczki wyglądały przepysznie! A smakowały jeszcze lepiej! Z przyjemnością pożerałam trzecią gdy do domu wpadli chłopcy. Szybko z Ginny zabrałyśmy po kilka babeczek i pognałyśmy do jej pokoju. Chłopakom zostało tylko z 10 babeczek. Zaczęłyśmy się śmiać. Babeczki odłożyłyśmy na biurko by zjeść je później. Usiadłyśmy na łóżku i jak powiedziała Ginny zaczęłyśmy plotkować.
- Adaaa… - przeciągnęła moje imię.
-Taak??
- Czy już byłaś zakochana? – zapytała patrząc na mnie z ciekawością.
Zaśmiałam się.
- Nie, nie byłam.
- Ale jak to?
-Normalnie.
- A jacy chłopcy w naszej szkole ci się podobają?
Zwaliło mnie to pytanie. Nigdy na nikogo tak nie patrzyłam. Od zawsze twierdziłam, że nie potrzebuje chłopaka więc jakoś nigdy na nich nie zwracałam większej uwagi. Nawet jak śledziłam uczniów to mnie to jakoś nie interesowało.
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? Musi ci się jakiś podobać!
-Nie, chyba nie.
Patrzyła na mnie zszokowana.
-No co? Nigdy jakoś nie zwracałam na to uwagi. Teraz też nie zamierzam.
- No dobra to może ja powiem… Na pewno Harry…- spojrzała na mnie zawstydzona.
Zaśmiałam się.
- Nie patrz tak na mnie! Fajnie by było gdybyśmy były rodziną!
- Naprawdę?
- Oczywiście!
Uśmiechnęłam się do niej.
Plotkowałyśmy o wszystkim i o niczym. Tak do obiadu. Na obiedzie jak zawsze w tym domu panowała rodzinna atmosfera. Po obiedzie dojadłyśmy babeczki i poszłyśmy się przejść do wioski. Wiosce wszystko jakby stanęło w miejscu. Zapadał zmrok. Nagle ktoś na nas krzyknął z okna.
- Dziewczyny! Wracajcie szybko do domu! Zaraz tu przyjdą!- krzyczała jakaś kobieta.
Spojrzałam na niebo. Pełnia. Rozejrzałam się dookoła. Złapałam Gin za rękę i szybkim krokiem poszłyśmy w kierunku Nory.
Nie zmiennie się przy niej, więc nie dam rady jej obronić. Nie no będę musiała się zmienić. Udało mi się zachować to w tajemnicy, a teraz mam to zaprzepaścić ? Nie.
Kiedy na horyzoncie miałyśmy już Norę, to właśnie wtedy przed nami pojawił się wilkołak. Wyciągnęłam różdżkę.
-Odejdź. –powiedziałam.
Ginny stała wyprostowana i próbowała zachować spokój. Wilkołak patrzył na mnie. Wyczuł zapach jego pobratymca.
-ODEJDŹ!- krzyknęłam i rzuciłam drętwotę.
Wilkołak uskoczył, ale nie zrobił przejścia.
-Ginny zamknij oczy i nie otwieraj dopóki ci nie pozwolę, okej?
- Co? Dlaczego? – spytała.
-Proszę.
-Okej. – zamknęła oczy.
Wzięłam głęboki oddech i zmieniłam się w tygrysicę. Nie ryknęłam, po prostu rzuciłam się na zmiennokształtnego. Zdezorientowany nawet nie zauważył kiedy wykręciłam mu kark i wgryzłam się w niego. Jego krew jakby pulsowała mi na języku. Zmieniłam się w człowieka i podbiegłam do Ginny. Złapałam ją za rękę i za nim zaczęłyśmy biec pozwoliłam jej otworzyć oczy. Popatrzyła na ciało wilkołaka i na mnie.
-Wyjaśnia ci później, a teraz chodź! – pociągnęłam ją.
Na szczęście obie mamy dobrą kondycje i po kilku minutach sprintu byłyśmy u bramy Nory. Uspokoiłyśmy oddech i weszłyśmy do domu.
-Już się o was zaczęłam martwić! – powiedziała pani Weasley.
Mocno nas przytuliła.
-Kolacja za jakieś półgodziny jak Artur wróci.
Kiwnęłyśmy głową i poszłyśmy do pokoju.
-Ginny jest coś o czym powinnam dawno powiedzieć. – spojrzałam na nią. Patrzyła na mnie. – Ja … jestem zmiennokształtna. I… ehh sama zobacz. – powiedziałam i przemieniłam się w tygrysicę.
Patrzyłam na nią. Ona się uśmiechnęła.
- Możesz być kim chcesz, ale jeśli myślałaś, że się będę ciebie bała to jesteś w głębokim błędzie.
Zdziwiona zmieniłam się ponownie w człowieka.
-Od dawna podejrzewałam, że masz swój sekret, a po tych snach…
-Jakich snach?
- Snach o komnacie, ale to nie były koszmary. Zawsze był biała tygrysica i ona zawsze mnie broniła. – spuściła wzrok
Wzruszyłam się. Pamiętała coś z Komnaty i miała sny.
Uśmiechnęłam się do niej.
-A i jeszcze muszepićkrew. – wymamrotałam.
-Co? Powtórzysz nie zrozumiałam?
- Muszę pić krew. – teraz o ja spuściłam głowę.
- No nie powiem to jest już dziwne, ale nie zamierzam z tego powodu się ciebie bać.
- Ginny. Na Merlina! Naprawdę? –spytałam.
-Naprawdę. Jesteś moją przyjaciółką i mnie nie skrzywdzisz. – powiedziała dumnie.
-Dziękuje.
-To ja dziękuje, że mnie bronisz.
Przytuliłyśmy się.
-DZIECI NA DÓŁ!! – usłyszałyśmy krzyk Molly.
-O co chodzi? – spytałam.
-Nie wiem. Chodźmy sprawdzić.
Zbiegłyśmy na dół. Na dole czekali na nas państwo Weasley, którzy byli uśmiechnięci od ucha do ucha. Po kilku sekundach cała rodzina plus ja byli w salonie.
-Mam świetną wiadomość! – powiedział dumny pan Weasley. – Jedziemy na wakacje!