piątek, 20 listopada 2015

TOM II: Rozdział 7 - Pierwsze polowanie.

Hej!
To znowu ja!  A ze mną nowy rozdział!
Może nie jest zbytnio długi, ale da się go przeczytać.
Z góry przepraszam za literówki i wszystkie błędy!
Miłego czytania!
Ginny :*

___________________________~~*~~_________________________
                                                                          Ada
Na Merlina, jak mnie głowa boli. Co się stało? Która godzina? Powoli wróciły do mnie wspomnienia. Po wspomnieniach ból głowy zelżał i usłyszałam jakieś głosy. Powoli uchyliłam powieki. W pokoju panował półmrok, tylko 4 świece się paliły. Obróciłam głowę bardziej w prawo i zobaczyłam 3 postacie rozmawiające ze sobą obok ściany.
- Musimy jej to powiedzieć...  W końcu sama się dowie. - rozpoznałam głos Georga.
- Wiem... boje się o nią, że źle na to zareaguje. - drugi głos też był znajomy, tak to jest Lee.
- Zrobi co będzie chciała, ale my będziemy przy niej czuwać póki nad tym nie zapanuje. - Fred. Jednak to nie był sen, że przyszedł.
- Hej. - próbowałam odezwać się, ale wyszedł jedynie bardzo cichy szept. - Chłopaki. - spróbowałam głośniej i wtedy mnie usłyszeli.
George z ulgą na twarzy podszedł do mnie i spojrzał głęboko w oczy.
-Nic ci nie jest? - spytał się.
- Nie, wszystko dobrze tylko głowa mnie trochę boli. - odpowiedziałam szeptem, bo nie chciałam męczyć gardła.
- No i gardło? - zapytał Lee, podchodząc do mojego łóżka. W odpowiedzi kiwnęłam głową.
- Musisz się czegoś napić. - powiedział George.
- Masz. - podszedł Fred z kieliszkiem w dłoni. - To ci pomoże.- Wzięłam kieliszek w dłoń i poczułam ten cudowny zapach. Od razu jednym haustem wypiłam całość. Jakie to było pyszne. Oblizałam wargi.
- Co to jest? - zapytałam czując jak głos mi powraca.
- Jest mała sprawa. - zaczął Lee.
- To jest krew wymieszana z białym winem mugoli. - powiedział bez ogródek Fred.
- Co? - zapytałam. To niemożliwe. Czemu mi tak to smakuje?
- Twoja druga natura w tym wieku potrzebuje świeżej krwi, ale... - zaczął Lee.
-... ale dlatego, że jesteś człowiekiem to bezpośrednie dani ci samej krwi byłoby zagrożenie dla twojego życia i tym bardziej dla naszego życia. - dokończył George.
- Dlatego rozcieńczamy to w białym winie mugoli. - podsumował Fred.
Co? Chwila. Ja potrzebuję pić krew? Czemu? Czemu akurat teraz? Tyle pytań chciałam zadać chłopakom, ale tylko jedno udało mi się wypowiedzieć.
- Czemu?
- Sami nie wiemy. Wiemy tylko, że jeżeli dziennie nie wypijesz trzech kieliszków krwi to możesz strasznie osłabnąć lub w ogóle stracić nad sobą kontrolę. - powiedział George. 
- My jednak trochę poczytaliśmy i wychodzi na to, że długo nie wytrzymasz na krwi pomieszanej  winem... Potrzebujesz świeżej samej krwi... Musisz polować. - wyjaśnił Lee.
- Dobrze... teraz... potrzebuje trochę czasu, aby pomyśleć... możecie już iść. Dam sobie radę. - powiedziałam.
- Wrócimy jutro koło 15, aby sprawdzić jak się czujesz. - powiedział George. 
- Zostawiamy ci wino i torebkę krwi na poranek. - powiedział Lee.
- Pa. - powiedziałam tylko. 
Chłopaki wyszli, a ja od razu wstałam z łóżka. Poszłam do łazienki i zapaliłam dwie świece. Spojrzałam w lustro. To nie byłam ja. Wyraźne tęczówki, brak worów pod oczami, gładka skóra. Merlinie, co się ze mną dzieje. Jedyne co było mną w odbiciu to moje potargane włosy. Odwróciłam się od lustra, podeszłam do wanny i wpuściłam wodę. To był długi dzień, potrzebuje długiej kąpieli. Rozebrałam się. Weszłam do gorącej kąpieli i się zanurzyłam. Leżałam tak zanurzona przez jakieś pół godziny. Na mydliłam się i szamponem umyłam włosy. Owinęłam ręcznik wokół mojego ciała, a drugi na głowie, tak aby powstał 'turban'. Ponownie podeszłam do lustra. Na całe szczęście znów byłam sobą. Normalny kolor oczu i lekkie wory pod oczami. Ubrałam się w piżamę i wyszłam z łazienki. W pokoju spojrzałam na zegar. Była 21.15. Chłopaki przyszli tu o 16.30. Na Merlina! Prawie pięć godzin byłam nieobecna! Podeszłam do okna. Teraz dopiero zauważyłam, że pojawiły się zasłony, które zasłoniły okno. Od razu rozsunęłam zasłony. Była druga połowa października, a więc na dworze było już ciemno. Księżyc ukazywał się dzisiaj w okazałym 'rogaliku'. Jak na zawołanie jakiś ciemny kształt pojawił się na horyzoncie. Otworzyłam okno, a nocne powietrze otuliło mnie swoją chłodną aurą. Erin od razu wleciała i usiadła na biurku i wystawiła nóżkę. Podeszłam do niej i odwiązałam liścik. 



Witaj!                                                                                                                                               Dziś nic się nie stało. Jak chcesz mogę ci przysyłać Proroka. Chcesz? Jak wyjdziesz z pokoju to powiadom mnie. Spotkamy się. Mam nadzieję, że długo tam nie zabawisz. 
Zars

Chociaż on, może mi jakoś pomóc. Od pierwszego listu wiedziałam, że mogę mu zaufać. Więc wzięłam pióro i na odwrocie pergaminu napisałam wiadomość.



Dziękuje, ale nie potrzebuje Proroka. Dziękuje też za wysyłanie wiadomość Zars. Z chęcią cię poznam. Jakoś czuję, że wyjdę z tej pułapki i to już niedługo. Do zobaczenia.
Ada

Tylko spojrzałam na sówkę, a ona od razu wystawiła nóżkę. Przywiązałam list do jej nóżki i Erin wyleciała przez okno. Uśmiechałam się jeszcze przez kilka sekund. Na moim ramieniu usiadł mój kochany Willy. Patrzyłam w jego piękne oczka i widziałam w nich wsparcie. 
- Jak dobrze, że ty zawsze jesteś ze mną - szepnęłam. 
Poczułam jak powieki mi ciążą, ziewnęłam. Zamknęłam okno i wskoczyłam do łóżka. Przykryłam się miękką pościelą i zamknęłam oczy. Jedyne co pamiętam przed odejściem w świat snów to głos w głowie. ' Na zawsze. ' 

*** 
Obudziłam się z bólem głowy. Podniosłam się z pozycji leżącej do pozycji siedzącej. Spuściłam nogi na miękki dywan, powoli wstałam z łóżka tak aby nie zakręciło mi się w głowie. Podeszłam do szafki, w której w środku była zamrażarka na wino i krew. Otworzyłam ją, wyjęłam białe wino i woreczek krwi. Sięgnęłam po kieliszek. Nie wiedziała co pierwsze wlać. Więc bez zastanowienia, wyjęłam kurek z butelki wina i zapełniłam 1/4 kieliszka. Później sięgnęłam po krew. Rozerwałam woreczek u góry i zapełniłam resztę kieliszka. Kiedy 'napój' był gotowy wypiłam go duszkiem. Smakował ta cudownie. Otrząsnęłam się z tego transu. Spojrzałam na zegar. 12! Podeszłam do okna i otworzyłam je. Wczoraj tyle się wydarzyło. Za dużo. Najpierw wieść o tym, że będę musiała tu trochę posiedzieć. Później kłótnia z Fredem. Przyjście dziewczyn. Przyjście chłopaków. Wieść, że bez krwi źle się ze mną dzieje. Wśród tego chaosu nie dowiedziałam się czy Fred mi wybaczył czy nie. Kiedy pójdę na pierwsze... polowanie. Stojąc tak i wpatrując się w czubki drzew Zakazanego Lasu, zaburczało mi w brzuchu. No tak, prawie nic wczoraj nie jadłam, tylko dwie kanapki podczas czytania Sherlocka. Żołądek coraz bardziej upominał się o swoje prawa. Odwróciłam się do biurka. No przecież George przynieśli ją wczoraj. Na biurku stała srebrna taca a na niej piramida babeczek. Od razu do niej podeszłam i sięgnęłam po babeczkę, która była na samym szczycie. Ugryzłam smakołyk, który rozpłynął mi się na ustach. Czekoladowa. Usiadłam za biurkiem i zajadałam się pysznymi babeczkami o różnych smakach t.j.: waniliowe, truskawkowe, śmietankowe, orzechowe i karmelowe. Rokoszowałam się smakami i rozmyślałam o wspomnieniu tamtego dnia

Kiedy bawiłam się w pokoju, na dole rozległ się głośny trzask. Przestraszyłam się. Pobiegłam do pokoju Harry'ego i weszłam do szafy gdzie zawsze się ukrywałam jak się czegoś się bałam. Zamknęłam drzwi szafy tak, aby została mała szparka przez, którą mogłam wszystko widzieć. Po chwili do pokoju wbiegła mama z Harrym na rękach. Chciałam do niej wybiec i się przytulić, ale spostrzegła mnie. Nagle poczułam ja nieruchomieje. Mama podeszła do łóżeczka mojego brata i położyła go tam. Potem komodę przesunęła pod drzwi. Stanęła nad Harrym i zaczęła bardzo szybko poruszać ustami. Zaraz za drzwiami rozległ się syczący głos. Nie chciałam go słuchać. Chciałam zatkać uszy, ale powstrzymywało mnie coś. Nie rozumiałam tych słów. Rozległ się głośny huk, a razem z tym odgłosem drzwi wybuchły. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam. Do pokoju wszedł straszny facet. Nie chciałam patrzeć na jego twarz. Koło jego nóg wił się długi wąż. Spostrzegł mnie, ale nic nie zrobił. Mama też coś zacła mówić. Nagle w pokoju rozbłysło zielone światło. Wiedziałam co to znaczy. Tato i mama tłumaczyli mi, że jak zobaczę gdzieś takie światło to  mam uciekać. Światło znikło, a mama upadła na ziemię. Łzy zaczęły spływać mi po twarzy. Mama umarła. Facet znów coś mówił. Ponownie rozbłysło zielone światło. Jednak ja już nie wytrzymałam. Zamiast smutku pojawiła się we mnie złość. Zmieniłam się i wyszłam z szafy, ale wtem facet jakby się rozpłynął w powietrzu. Spojrzałam na kojec. Harry był cały. Na czole jednak pojawiła się dziwna blizna. Ponownie zmieniłam się. Podeszłam do ciała matki i uklękłam. Ucałowałam ją w czoło. - Obiecuje, będę chroniła brata. pomyślałam. Wyrwałam jej włosa. Wyciągnęłam medalik, który dała mi kilka dni temu i położyłam włosa na jej zdjęciu. Harry patrzył na mnie. Łzy spływały mu po policzkach. Wyszłam z biegiem z pokoju. Zaczęłam schodzić po schodach, ale daleko szukać nie musiałam. Ciało mego ojca leżało na schodach. Podeszłam do niego. Kleknęłam i ucałowałam tatę w skroń. Powtórzyłam czynność  wyrywaniem włosa. Znów pobiegła do Harry'ego. Weszłam do jego kojca i przytuliłam go mocno. Cały czas płakał. I ja też zaczęłam. - Spokojnie - powtarzałam cicho, nie wiem kogo chciałam uspokoić. Brata czy siebie. Nie wiem ile tak siedzieliśmy. Ale, wiem że kiedy do pokoju wszedł jakiś facet od razu wstałam i ukryłam brata za sobą. Spojrzał na mnie, a później na ciało mojej mamy. Wyszeptał coś i uklęknął koło niej. Patrzyłam na niego wojowniczo. Ale on całą uwagę skupiał na mojej mamie. Powtarzał jedno słowo, które bardzo dobrze znałam - Lily. Zaczął łkać. Zeszłam z kojca i podeszłam do niego. Poparzyłam na niego. Nie wydawał się mieć złych zamiarów. Podniósł wzrok i popatrzył na mnie. Otarł łzy i wstał. Wyciągnął dłoń do mnie i powiedział - Chodź, zabiorę cię stąd. Spojrzałam na jego dłoń, później na Harry'ego i na koniec w oczy mężczyzny, w których malował się smutek. - Po niego ktoś zaraz przyjedzie chodź. Podeszłam do Harry'ego i ucałowałam go w czoło spojrzałam mu w jego zielone oczka wytarłam łzy z policzków. - Spokojnie, już jesteś bezpieczny. Powiedziałam chodź nie wiedziałam co się stało ze strasznym facetem. Odeszłam od niego i złapałam za dłoń faceta. Wyprowadził mnie przed drzwi domu. Spojrzałam na zrujnowany dom. Potem coś szarpnęło i obraz zniknął.

Wstrząsnął mną dreszcz, na wspomnienie tamtego dnia. Wypuściłam babeczkę z ręki. Od razu się ogarnęłam. Podniosłam babeczkę z ziemi i wrzuciłam do kosza, który pojawił się koło mnie. Wspomnienia z dzieciństwa pochłaniały mnie jak myślodsiewnia. Podniosłam się  z krzesła i popatrzyłam na Willy'ego . 
- Leć.Spotkamy się w Zakazanym Lesie. - powiedziam jak kiedyś.  
Spojrzał na mnie i wyleciał przez okno. Popatrzyłam na zegarek. 12.30 Jeszcze trochę czasu do przyjścia moich przyjaciół. Poszłam do łazienki się odświeżyć. Po kąpieli i umyciu zębów postanowiłam się pomalować. Rzęsy, róż i cienie brązowe, szminka ciemny róż i gotowa. Naszyjnik nieskończoność. Już przypominałam siebie taką jaką lubiłam. Nie jestem dziewczyną co siedzi godzinami w łazience, ale dzisiaj wysa równa godzina. Stanęłam w oknie jak to już miałam w zwyczaju i patrzyłam na jesienne południe. Dzisiaj nie padało i czasami słońce wychodziło zza chmur aby ogrzać drżące ciała. Niektórzy uczniowie biegali i śmiali się. Niektórzy zabierali czapki i szaliki i wieszali je na drzewach. A reszta siedziała w ciepłym zamku. Zawiał chłodny wiatr. Zadrżałam i zamknęłam okno. Mam jeszcze więcej niż godzinę co mo robić? Na biurku pojawiła się piłka. Spojrzałam na nią wymownie. Co mam z nią zrobić ? Odbijać od ściany? Podeszłam i wzięłam piłeczkę do ręki. Zaczęłam podrzucać do góry. Podrzuciłam i nie złapałam. Upadła na ziemię. Kopnęłam ją mocno. A ona uderzyła w ścianę i się odbiła. Kiedy leciała złapałam ją w dłoń. Ponownie rzuciłam w ścianę, ale lżej. Znowu się odbiła, ale mocniej niż ja rzuciłam. No tak, tu nigdy nie będzie zwyczajnej mugolskiej piłki. W dłoni miałam piłkę ' odbijaczkę '. Tym mocniej się ją rzuca tym mocniej się odbija od powierzchni. Mocno rzuciłam piłkę,a ona tak mocno odbiła się od ściany że musiałam kucnąć aby nie dostać. Odbiła się jeszcze od ściany za mną, o mało co nie trafiła w okno i znowu od ściany przede mną i cały czas tak wędrowała z tą samą prędkością. Leżąc na ziemi  wyciągnęłam różdżkę i zawołałam 
- Accio piłka!
Piłka natychmiast znalazła się w mojej dłoni. Westchnęłam z ulgą. Co mam zrobić z tą piłką? Po co mi ona? Dosyć lekka piłka koloru bordo, która odbija się od ścian, po co mi to? Wiem! Rzuciłam nią o ścianę zmieniłam się w białą tygrysicę. Zaczęłam biegać i po pokoju próbując złapać piłkę. Bawiłam się jak dziecko. Biegałam, zawracałam aż w końcu udało mi się ją złapać. Zmieniłam się w człowieka. Piłkę odłożyłam na łóżko. Spojrzałam na zegarek. 15.00. Długo biegałam za piłką. Jednak być pół zwierzęciem to też mieć połowę ich rozumu.  Zaśmiałam się pod nosem. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Jacy oni punktualni.
-Proszę! – krzyknęłam.
Do pokoju pierwszy wszedł George, za nim Lee, a na końcu Fred. Chyba mi wybaczył…
- No to co? – zapytałam. Chłopaki popatrzyli po sobie. – Wychodzę.
- Tak. – odpowiedział George.
- No to idziemy do Zakazanego, znam świetne miejsce na polowanie.- próbowałam nie zdradzać, że na samą myśl, że muszę zabić coś aby napić się krwi. Właśnie podchodziłam do drzwi, kiedy ktoś złapał mnie za rękę.
- Poczekaj. – powiedział Lee.
Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem i przypomniałam sobie, że nie mogę przechodzić przez drzwi.
- Już. – powiedział Fred.
A więc szybko przeszłam przez drzwi bojąc się, że pokój odrzuci mnie i będę musiała zostać w środku. Stojąc już na korytarzu niemal podskakiwałam. I co z tego że idę na polowanie? Nie jestem uwięziona! Jestem wolna! Patrzyłam na chłopaków ja się wleczą za mną.
- Szybciej no! – poganiałam  ich. Tak chciałam wyjść na dwór.
Kiedy byliśmy na błoniach już nie wytrzymałam i zaczęłam biec w stronę Zakazanego Lasu. Jestem wolna! Przy skraju lasu zatrzymałam się i odwróciłam się. Moja trójka przyjaciół truchtała do mnie. Kiedy byli już koło mnie odezwałam się.
- Zaprowadzę was na polanę. Tam jak była mała goniłam króliki. Wiem to dziwne. Króliki w Zakazanym Lesie. – powiedziałam. – Zaczaruję was aby was nie czuć a ni nie widzieć jak będę polowała. Nie chce wam zrobić krzywdy.
- Okej. – powiedzieli zgodnie.
Zaczęłam iść w stronę mojej polany. To była średniej wielkości polana, gdzie króliki miały nory. Nie wiem skąd się tam wzięły. Pamiętam, że polanę znalazłam ja pobiegła za pewnym motylem. Króliki były wtedy sprytniejsze ode mnie, ale to już nie będzie zabawa. To prawdziwe polowanie. Kiedy byliśmy już na skraju polany zaczarowałam przyjaciół i powiedziałam.
- Słuchajcie. Trzymajcie się blisko lasu. Nie wchodźcie na polanę. Ok? – zapytałam.
- Tak – znowu ta dziwna zgodność.
Bez słowa odwróciłam się. Podeszłam na środek polany i zmieniłam się. Zdałam sobie sprawę, że nie wiem jak się poluje. Ale wystarczała jedna sekunda. Jeden moment. Jeden zaciekawiony królik. I już. Już stałam się łowcą. Spojrzałam na królika, który wyszedł z norki przede mną. Skoczyłam na niego. Ugryzłam w szyje. Królik jeszcze chwilę wił się. Kiedy przestał wyjęłam zęby. Oblizałam językiem i poczułam ten cudowny smak.  Teraz kontrolę przejęła zwierzęca część umysłu. Widzę tylko strzępki obrazów. 2 królik… 3… 4… 5…Tyle królików zabiłam nim znów ludzka część umysłu wzięła kontrolę nad ciałem. Zmieniłam się w człowieka. Nie chciałam tylu. Chciałam tylko dwa, może trzy. Upadłam na kolana. Klęczałam tak i patrzyłam na zmaltretowane ciało królika przede mną. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
- Choć. – usłyszałam głos przy uchu.
Nie wiedziałam kto to powiedział, ale wstałam. Czar przestał działać i widzę poważnego Georga, Lee i Freda. Widzieli jak zabijam te biedne zwierzęta.  Zaczęłam iść przed siebie.  Ktoś coś mówił, ale ja nie zwracałam uwagi na słowa. Szłam tak nie wracając na nic uwagi dopóki nie doszliśmy do głównych drzwi Hogwartu. Wchodziłam po schodach i usłyszałam pisk. Podniosłam szybko głowę. W moją stronę leciała rudowłosa dziewczyna. Rzuciła mi się na szyję. Ginny. No tak… Ona nie wie. Nie wie, że w każdej chwili mogę zmienić się w potwora. Odsunęła się ode mnie i się szeroko uśmiechnęła. Odpowiedziałam jej tym samym.
- Idziesz do biblioteki? – zapytała.
- Mogę iść. – powiedziałam.
Pożegnałam się z bliźniakami i komentatorem i poszłam z rudowłosą do biblioteki.