Harry
- Och, Harry! - westchnęła Hermiona.
- Witaj, stary. - rzekł Ron.
- Hej. -powiedziałem.
Zobaczyłem jeszcze Freda, George'a i resztę drużynę Quidditcha.
- Ależ nas nastraszyłeś!- powiedział Wood.
Powoli wstałem z łóżka i podszedłem do zasłon koło mojego łóżka.
- Jeszcze się nie obudziła. - rzekła Hermiona jakby czytała mi w myślach.
- Dziękuje, że jesteście tu ze mną. – powiedziałem, nie wiem czemu, tak jakoś.
- Lee zaraz przyniesie trochę słodyczy - rzekł George - Lepiej się połóż bo jak pani Pomfrey cię zobaczy na nogach to nas wygoni.
Zrobiłem jak mi powiedziano. Leżałem nic nie mówiąc, gdy nagle Hermiona powiedziała.
- Harry musisz coś wiedzieć...
- Hermiona nie teraz! - zawołał Ron.
- A kiedy?- odpowiedziała.
- Nie wiem.
- Co muszę wiedzieć?!? – zapytałem zdenerwowany.
- Później...
- Teraz! -Powiedziała Hermiona i posłała mordercze spojrzenie rudemu. - Harry... możliwe...
- Że...Ada... - przerwał Fred.
- Się nie obudzi. - dokończyła Alicja.
Nic nie powiedziałem, wyjąłem poduszkę spod głowy i przycisnąłem do twarzy. Chciałem płakać, ale nie mogłem się poddać. Odłożyłem poduszkę na swoje miejsce.
- Wszystko jest możliwe. – powiedziałem. – Lepiej, żebyście już poszli.
- Do zobaczenia. - rzekła Hermiona.
I jak to powiedziała, jak na zawołanie wszyscy zaczęli się zbierać. Usłyszałem trzask drzwi, wstałem i podszedłem do zasłon. Odsłoniłem, zobaczyłem to co wczoraj tylko, że klatka wolniej się podnosiła i opadała. Usiadłem na stołku koło jej łóżka, nagle poczułem lekkie uderzenie na piersi. Sięgnąłem pod koszulę i wyjąłem medalion. Powoli odpiąłem go i zapiąłem na szyi Ady. Dopiero po minucie zorientowałem się, że nie dotykam już miękkiej łapy tylko gładką dłoń. Zdziwiony siedział tak przez pięć minut, gdy nagle Ada zaczęła się ruszać jakby się budziła. Po chwili ziewnęła i otworzyła oczy. Rozejrzała się wokoło i w końcu zobaczyła mnie. Ziewnęła jeszcze raz i powiedziała:
- Ile spałam?
- Co... ty nie spałaś. – odpowiedziałem zszokowany, że siostra się obudziła.
- Jak? Musiałam spać jeżeli się obudziłam.
- To jest trochę dziwne...
Ada
- Aż tak było źle? – spytała, i spojrzałam na Harry'ego.
- Bardzo wolno oddychałaś.
- Jak wpadłeś na pomysł by mi to zawiesić?
- Nie wiem, poczułem coś w środku. Może zawołam panią Pomfrey na pewno się ucieszy, że się obudziłaś.
- Jeśli musisz... wołaj!
- Proszę panią...
- Idę! - zawołała pielęgniarka. Po chwili była przy moim łóżku. - Obudziłaś się!
Od razu zaczęła coś robić wokół mojego łóżka. Kiedy chciała mnie położyć, nie wytrzymałam.
- Dobrze się czuje! - krzyknęłam.
- Jak tak mówisz to chyba wieczorem wyjdziesz.
- Idealnie! Może pani odejść.
- Niech pani zaczeka!- rzekł młody Potter - A ja kiedy mogę wyjść?
- Hmm... jak się dobrze czujesz to się pakuj. - powiedziała pielęgniarka.
- Dziękuje.
Pielęgniarka powoli oddaliła się od rodzeństwa.
- Pomóc ci się pakować?
- Nie, mam tylko kilka rzeczy. Zaniosę je i wrócę.
- Ok, ale nie wracaj. Muszę pobyć sama.
- Jak chcesz.
- A jak cię spytają czy się obudziłam...
- To powiem, że tak, ale zasnęłaś. - skończył Harry.
- Dzięki.
Spakował do torby kilka ciuchów i szczoteczkę do zębów i bieliznę. Później powoli wyszedł z sali. Rozejrzałam się czy nikogo nie ma w pobliżu i zeszłam z łóżka. Przebrałam się i spakowałam rzeczy. Napisałam kartkę dla pani Pomfrey i po cichu wyszłam z sali. Jak była na korytarzu pobiegłam do obrazu pani DeMouf.
- Proszę pani może pani otworzyć.
Zmierzyła mnie wzrokiem i uśmiechnęła się.
- Oczywiście. - rzekła i odchyliła dziurę ukazując korytarz.
- Dziękuje. - weszłam do korytarza. Kiedy obraz wrócił na swoje miejsce w korytarzu zrobiło się ciemno. - Lumos!
Na końcu mojej różdżki pojawiło się cienkie światełko. Pewnym krokiem poszłam korytarzem. W końcu dotarłam do okrągłego pokoiku z jednym oknem. Stałam tak chwilę, a po chwili wyczarowałam kilka świec, łóżko, kominek, fotel i stolik. Podeszłam do okna i otworzyłam je.
- Willy! - zawołała.
Na niebie pojawiła się czerwona plamka. Zbliżała się, była coraz bardziej wyraźniejsza, aż w końcu feniks wleciał do pokoju i usiadł na oparciu fotela. Spojrzał na mnie i cicho zaćwierkał. Ponownie machnęłam różdżką i pojawiło się pióro i kawałek pergaminu. Szybko napisałam wiadomość do dyrektora, żeby się o mnie nie martwił i dałam Willy'emu, który wziął to w dziób.
- Zanieść to do Dumbledore'a. Jak chcesz możesz tam zostać albo tu wrócić. OK?
Ptak kiwnął główką w zrozumieniu i po chwili zniknął w płomieniach.
- Czegoś tu brakuje. - powiedziałam do siebie. - No oczywiście! Łazienka!
Machnęłam różdżką i natychmiast w ścianie pojawiły się drzwi. Weszłam do środka i uzupełniłam łazienkę. Potem rozebrałam się i weszłam do wanny. Po półgodzinie rozkoszowania się wyszłam z łazienki w podkoszulku i majtkach. Wiedziałam, że nikt nie wie o istnieniu tego miejsca, nawet sam dyrektor. Mam jeszcze kilka takich pokoi w całym zamku, na wszelki wypadek. Wyczarowała, filiżankę i dzbanek pełen herbaty. Usiadłam w fotelu i popijając herbatę rozmyślałam. Co mam robić, co? Miało być cudownie, świetnie, ale nie minął nawet rok, a Harry był w niebezpieczeństwie. Obiecałam sobie przecież, że będę go pilnować jak oczka w głowie, ale przecież nie tylko sobie... rodzicom też. I wtedy przypomniałam sobie, że na szyi mam medalion. Powoli go zdjęłam i otworzyłam.
-Mamo... Tato...? - szepnęłam
- Tak kochanie? - ze obrazka wyłoniły się mgliste postacie Lily i James'a Potter'ów.
- Przepraszam. - powiedziałam.
- Za co?
- Nie przypilnowałam Harry'ego, prawie zginął przeze mnie.
- Nieprawda...
- Prawda, prawda. Mogłam go zatrzymać, ale nie! Musiałam stchórzyć!
- Kochanie ty nie stchórzyłaś. Ty wiedziałaś, że Harry da rade.
- Wcale nie! Byłam głupia mogłam rzucić jakiś urok cokolwiek!
- Córciu, dobrze, że nie podniosłaś ręki na brata. To najlepszy dowód twojej dobrej osobowości.
- Wieeeeem... - szeroko ziewnęłam.
- Idź spać. - powiedział James.
- Pa. - pożegnałam się i zamknęłam medalion, który położyłam na stoliku.
Położyłam się do łóżka i prawie natychmiast zasnęła.
Rano obudził mnie głos panny DeMouf.
- Dzień dobry, dyrektorze.
- Witam, może pani widziała Adę?- rzekł Dumbledore.
- Nie.
- A jak wychodziła ze skrzydła szpitalnego?
- Tak... szła w stronę wieży Gryffindor'u.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście.
- No to do widzenia.
- Do widzenia.
Spojrzałam na zegar, który wskazywał ósmą trzydzieści. Pomyślałam, że trzeba się zbierać do swojego dormitorium. Poszłam do łazienki i wzięła szybki prysznic. Dlatego, że zostały dwa dni do końca roku szkolnego, a po sytuacji z kamieniem lekcji nie było postanowiłam, że ubiorę się w niebieskie szorty i białą koszulkę z krótkim rękawem. Pomalowałam lekko rzęsy i trochę pudru dla podkreślenia kości policzkowych. Kiedy wyszłam z łazienki było czterdzieści pięć po ósmej. Zdziwiona swoją szybkością, spakowałam rzeczy i założyłam medalion. Szybko przeszłam przez tunel i odsłoniłam obraz. Wyskoczyłam z korytarzu i odwróciłam się.
- Dziękuje za to, że nie wsypała pani mojej kryjówki.
- Nie ma za co kochana, a teraz leć do swojego dormitorium.
- Jeszcze raz dziękuje! - zawołała w biegu.
Sprintem pobiegłam do wieży Gryfonów, gdy w pewnej chwili uświadomiłam sobie, że nie znam hasła. Kiedy stanęłam przed Grubą Damą pomyślałam, że mogłam iść przez tajny korytarz.
- Oj, kochana wszyscy się niecierpliwią! - powiedziała Gruba Dama.
- Tylko, że nie znam ...
- Hasła? A skąd masz znać? Przecież leżałaś tam 5 dni! Wchodź!
Odchyliła dziurę, a ja lekko zdziwiona przeszłam przez dziurę. Najpierw wychyliłam głowę żeby zobaczyć ile ludzi jest w pokoju. Na mojej szczęście nie było nikogo. Wyskoczyłam z dziury i podbiegła do obrazu pana Keilera, wejście do mojego dormitorium
- Willy – podałam hasło.
- Nawet się nie przywitasz?
- Przepraszam... Dzień dobry.
- No, lepiej.
Odchylił przejście. Wbiegłam, rzuciłam rzeczy na łóżko i wybiegłam z dormitorium. W pokoju Lwów schowałam różdżkę do buta. Po tym zmieniłam się w tygrysicę. Wyszłam z pokoju wspólnego i pobiegłam w stronę błoni. Po chwili przypomniałam sobie, że jak jakiś Ślizgon, Krukon lub Puchon ją zobaczy przerazi się. Więc ponownie się przemieniłam. To mnie trochę spowolniło, ale myśl, że zaraz siądzie na miotłę i poczuje wiatr we włosach mnie wzmocniła. I oczywiście mina przyjaciół jak zobaczą, że tak szybko wyzdrowiałam. Kiedy znalazłam się na błoniach zobaczyłam, że wszyscy się mi przyglądają. Zaśmiałam się w duchu. Na boisku zobaczyłam swoich przyjaciół więc zamiast wziąć sobie miotłę tylko ją przywołałam za pomocą zaklęcia. I poleciałam w stronę boiska do Quidditcha.
- Siema, chłopaki! Meczyk? - zawołałam do Freda, George'a, Oliwera, Harry'ego i Rona.
- Ada! - zawołali wszyscy. - Oczywiście!
Grali trzy na trzy. Ron, George i ja na Freda, Harry'ego i Oliwera. Zakończyliśmy godzinę później remisem 60-60. Kiedy odłożyliśmy miotły do szopy, poszliśmy nad jezioro. Do nas dołączyły Hermiona, Alicja i Angelina. Dziewczyny usiadły na piasku i moczył nogi, a chłopaki wskoczyli do wody i zaczęli pływać za mackami kałamarnicy.
Wieczorem graliśmy w szachy i rozmawiali o trzech dniach wolnego. Podobało mi się, że nikt się mnie nie pytał „ Czy wszystko dobrze?”, „Czy potrzebujesz pomocy”.
- Ja muszę jeszcze zaliczyć sprawdziany. – przypomniałam sobie.
- Przecież będziesz mieć dwa miesiące.
- Wiem, ale miałam być jak normalna uczennica.
- Ok... jak chcesz. Ale tak to jutro nie będziesz mieć czasu.
- Chłopaki znam te sprawdziany na pamięć, zdam wszystkie sprawdziany
w trzy godziny.
Wszyscy wybuchli śmiechem. Siedzieliśmy tak jeszcze do 23.00.
Następnego dnia obudziłam się o ósmej rano. Przebrała się i pobiegłam do sali Transmutacji. Sprawdzian był prosty, nie namęczyłam się w ogóle jak i na innych. Po teście z Astronomii wracałam dumna z siebie. Po drodze spotkałam Irytka.
- Witamy panią Potter. Co pani spaceruje po nocy?
- Irytku padam na nogi. Cały dzień miałam sprawdziany, a teraz wracam ze sprawdzianu z Astronomii. Więc tak spaceruję po nocy.
- Aha, no to wracaj do pokoju i się prześpij... Dobranoc.
- Yyyy... Dzięki? - rzekłam zdziwiona.
Kiedy już znalazłam się w swoim dormitorium przebrałam się i padłam na łóżko. Ten ostatni dzień z przyjaciółmi spędziłam na dworze. Graliśmy w różne gry zależało od pory dnia - rano graliśmy w gargulki, popołudniu w Quidditcha, a wieczorem rzucaliśmy zębatymi frysbi.
Wieczorem kiedy wyjeżdżali pojechałam z nimi na peron.
- Do zobaczenia.- pożegnałam się ze znajomymi. - Harry, zaczekaj. - zawołałam.
- Co?
- Masz uważać na siebie i bądź grzeczny u wujostwa.
- Spróbuje. - uśmiechnął się łobuzersko. - No to pa. - powoli zaczął odchodzić w stronę pociągu.
- Pa. - powiedziałam i pomachałam mu.
Chłopiec odmachał. Wsiadł do pociągu. To był cudowny rok. No może nie taki cudowny, ale jednak poznałam swojego brata. Pomijając sytuacje z Kamieniem Filozoficznym i Voldemortem, to był naprawdę dobry rok. Oby następny też był taki. W zwierzęcej postaci wróciłam do zamku.
__________________~~*~~___________________
I jak się podobało?
Dziękuje z całego serca, że odwiedzacie mój blog. To taka motywacja, a komentarze jeszcze większą :D
Wiem, że końcówka słaba, ale mnie tak jakby "zatkało". Nie miejcie mi tego za złe ;) Następny razem lepiej zakończę. Słowo harcerza :*
Ginny :*
Rozdział Świetny! Chyba jeden z najlepszych! Końcówka rzeczywiście słaba, ale nie najgorsza :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę Weny!
Bardzo dziękuje :)
UsuńGinny :*
Wspaniały rozdział!Życze weny
OdpowiedzUsuńMila
Dziękuje za tw komentarze ^^
UsuńGin :*