Większość powiedziałam w tamtym wstępie.
Miłego czytania!
Gin :*
___________________________~~*~~_________________________
- Skąd on wiedział ? – zapytał Fred.
- A skąd ja to mam wiedzieć? Nie znam go nawet jego imienia nie pamiętam. –
odpowiedziałem.
- Jego imię brzmi Newt. - opowiedziała mi Ada.
- Co za imię? - spytałem.
Dosłyszał mnie chyba jego kolega, tak tylko wnioskuje. Co tam, że spiął mięśnie i jego wzrok zabijał. Podniosłem ręce w geście poddania.
- Sorki! - powiedziałem.
- George musisz popracować nad dyskrecją. - powiedział Lee.
Minęła właśnie piąt minuta gdy drzwi do kuchni się otworzyły i wyszedł ten chude... Newt. Spróbuje zapamiętać, lecz nie obiecuje. Newt w jednej dłoni niósł tace z ułożonymi szklankami. Postawił na ziemi i spojrzał na nas.
- Na co czekać, nie będę wam tego rozdawał. - powiedział.
Ale my, mówiąc my mam na myśli Freda, Lee i mnie, zamiast wziąć szklankę wstaliśmy i zaczeliśmy klaskać. Koleś dziwnie się na nas popatrzył.
- Koleś, masz ten sam czas co my. Zasługujesz na brawa. Nikt nas nie pobił. - powiedział Fred.
- Protestuje... - zaczęła Ada.
- Panno Potter, nie udzieliłam pani głosu. - powiedział Fred głosem nauczycielki Transmutacji.
Chyba powinienem wam to wytłumaczyć. Jak ostatnio graliśmy w butelkę, Ada wzięła wyzwanie. A, że kręcił butelką Fred, wymyślił jej wyzwanie. Polegało na tym, że przez sześć miesięcy, Ada będzie musiała się słuchać Freda, jeżeli będzie używał tego głosu. Dlatego Ada tak protestowała.
Mój brat podszedł i podał rękę chuderlakowi. Jakoś bardziej to do niego pasuje.
- Co? - spytał.
- Chłopaki wyjaśnicie mu to później. - odezwała się Ginny.
- Okej. - powiedział Fred. Wziął od razu szklanki dla mnie i Jordana.
Każdy wziął po szklance. Upiłem łyk, okazało się, że to sok jabłkowy i coś gorzkiego. Zasmakowało mi.
- Dobra kręcisz.- powiedział Lee.
Chłopak zakręcił. Nie powiem dosyć mocno. Kiedy butelka się zatrzymała trzonek wskazywał na Harry'ego.
- Nie trudź się pytaniem, zawsze na początku biorę pytanie. - powiedział Potter.
- Okej... - zaczął chuderlak. - Czy podkochujesz się w więcej niż jednej osobie?
Harry spojrzał na niego z wyrazem " Naprawdę? Nie stać cię na coś lepszego?"
- Tak. - odpowiedział bez ogródek.
Teraz moja kolej.
Dalej gra toczyła się dalej. Luna znów była Luną. Na szczęście ani razu mnie nie wylosowano. Nudziło mi się.
- Idę po picie. - stwierdziłam i wstałam.
Podeszłam do drzwi i chwyciłam je jak Newt. Weszłam do kuchni. Był to przestronny pokoju. Cały czas się zmieniał. Dzisiaj był w kolorach kawowych, ale jeden wielki stół, który zawsze był w nie zmienionym miejscu, jednak tym razem stół był okrągły i dorośli, którzy przy nim siedzieli spali. Tak jemu się to udało. Gratuluje pomysłowości. Lecz na blacie stało pudełko soku jabłkowego i butelka ognistej. A to był ten gorzki smak. Wyciągnęłam różdżkę i zrobiłam mieszankę z ognistą dla starszych, a resztę szklanek napełniłam samym sokiem. Rozłożyłam na dwie tace i wyszłam z kuchni. To co spotkałam po wyjściu rozbawiło mnie. Przede mną stał biały tygrys... pewnie przestraszyłabym się gdyby nie miał brązowych oczu. Uśmiechnęłam się. Za pomocą różdżki, tacki lewitowały, a drugą ręką pogłaskałam zwierzaka.
- Nie udało wam się... znowu.
Zawsze jak gdzieś wychodzę na chwilę, wracając, próbują mnie przestraszyć. Na razie im się nie udaje. Tygrys rozpłynął się w powietrzu, a przede mną pojawił się Fred. Patrzył na mnie z wyrzutem.
- Mogłaś chociaż udawać. - powiedział z miną zbitego szczeniaka.
Pokręciłam głową. Opuściłam tacę z drinkami i podałam mu szklankę.
- Masz, poczujesz się lepiej. - powiedziałam i mrugnęłam.
Spojrzał na mnie z uśmiechem i wrócił na swoje miejsce. Machnęłam różdżką i właściwe tacę, zaczęły podlatywać do odpowiednich osób. Na końcu wzięłam swoją szklankę. Patrzyłam na reakcje nowych, ale chyba lubią trochę popić. A tak w umyśle naszej autorki możemy robić co chcemy.
- Ludzie... może porobimy coś innego? - powiedział Ron.
Inni ochoczą pokiwali głową.
- Tylko co? - zapytał Zachariasz.
Moi znajomi zaczęli się przekrzykiwać. Poczekam aż się zmęczą. Usiadłam na przeciw czwórki nowych znajomych. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Dobra... chciałabym wiedzieć z jakiej dokładnie książki jesteście?
- Po pierwsze, jesteśmy z dwóch różnych książek, po drugie, nie wiesz? - powiedział Kenji.
- Kojarzę was, jak kojarzę wszystkich ulubionych bohaterów innych książek, ale nigdy nie pamiętam tytułów.
- My jesteśmy z Dotyku Julii. - odpowiedział mi czarnowłosy.
- A my z Więzienia Labiryntu. - odpowiedział Minho.
- Okej... coś kojarzę. - odpowiedziałam.
Usłyszałam odgłosy bójki. Super, kto tym razem?
- Przepraszam na chwilkę. - powiedziałam do całej czwórki.
Pobiegłam w kierunku odgłosów. Przepchałam się do całej tej awantury. Rozbawił mnie ten widok. Na środku kółka po jednej stronie stał Zachariasz, a naprzeciw niego Draco. Nie wiem o co się pokłócili, ale wyglądali komicznie. Zazwyczaj Zars z Malfoy'em dogadywali się. Już mieli się szykować do 'pojedynku'.
- SPOKÓJ! - wrzasnęłam, wciąż rozbawiona.
Wszyscy spojrzeli na mnie.
- Chcę powiedzieć, że jeżeli coś zepsujecie macie to naprawić. Pamiętajcie, walczymy różdżkami, bez rękoczynów. - popatrzyłam na Zachariasza.- A i pojedynkuje się z wygranym. - powiedziałam z uśmiechem.
Zrzedła im mina. Dałam im znak żeby zaczynali. Wpadł mi to głowy idealny żart. Wyszłam z tłumku obserwujących. Właściwie wszyscy oprócz czwórki nowych nie oglądało pojedynku. Podeszłam do nich.
- Ej, za chwilę będę sie pojedynkować i chciałabym zaprosić, abyście mnie obserwowali.
Popatrzyli na mnie.
- Wiem, że was to ciekawi. No chodźcie. - powiedziałam i zrobiłam oczka smutnego szczeniaka.
- No dobra... - powiedzieli równocześnie, co i mnie i ich zaskoczyło.
Uśmiechnęłam się. Powróciłam do wydarzenia na środku pokoju. Obejrzałam się tylko czy na pewno idą za mną. Szli.
Okazało się, że wygrał Zachariasz. Jak? Jak ja się pytam! Przecież to nawet nie jego różdżka! Uśmiechnął się do mnie jak typowy podrywacz. Odpowiedziałam mu miną " Śmieszny jesteś".
- Przygotuj się na walkę, K... - tu powiedziałam jego przezwisko, ale dlatego, że nie jest ono jeszcze w opowiadaniu zdradziłabym za dużo. Pewnie autorka byłaby wściekła. Stanęłam naprzeciw mojego przeciwnika. Ukłoniliśmy się sobie i to tyle ile zastosowaliśmy z prawdziwych pojedynków. Zanim on cokolwiek pomyślał rzuciłam na wszystkich, oprócz siebie, zaklęcie usypiające. Po przebudzeniu miało się wrażenie kaca. Po sekundzie wszyscy poupadali na ziemię. Uśmiechnęłam się szyderczo.
- W końcu spokój. Ahh... - popatrzyłam na wszystkich leżących. - Słodkich snów moi mili...
Koniec.
Ciekawe nie powiem... Wspominałam już o tym ostatnio, ale napiszę ponownie ta miniaturka jest bardzo oryginalna. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim.
OdpowiedzUsuńA w fragmencie "wyszedł ten chude... Newt" powinno być chyba "chudy".
To tyle z mojej strony. :) Pozdrawiam i życzę bardzo dużo weny! :)
twoje pomysły są boskie
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo ^^
UsuńBaardzo mi się podobało. Gratuluję pomysłowości i dobrego dobierania słów. Całą miniaturkę czytało mi się bardzo lekko, choć była napisana bardziej współczesnym językiem. Dawno u Ciebie nie byłam i chyba już odzwyczaiłam się od Twojego stylu pisania :D Muszę zacząć nadrabiać zaległości, bo od jakiegoś czasu już nic nie komentuję, tylko czytam :D Życzę weny i zapraszam do siebie. Zaczęłam pisać od nowa i krótsze rozdziały połączyłam w większe :* Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńhttp://silence-is-the-enemy-jily.blogspot.com/
Przeczytałam wszystkie miniaturki i wszystkie mi się podobały. Bardzo fajny pomysł. Idę czytać rozdziały. :D Życzę weny i przy okazji zapraszam do siebie: https://colkalapy.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń