Dobra za nim zaczniecie czytać muszę się przyznać, że rozdział nie jest powalający.
Kłóciłam się sama ze sobą czy w ogóle nie dopisać części jak Fred opowiada, ale postanowiłam to zostawić na następny rozdział.
Więc przymknijcie oko na pewne nie dociągnięcia.
No to zapraszam do czytania!
Gin :*
PS: Dziękuje za wszystkie komentarze <3 One naprawdę wywołują u mnie uśmiech i chęć do pisania :*
___________________________~~*~~_________________________
Ada
Zachwyciłam się tym co
zobaczyłam. To był las. Dokładniej staliśmy na polance, a wokół nas rozciągał
się lasek. Okręciłam się wokół własnej osi i o dziwo nie potknęła się o własne
nogi. Lecz i tak wylądowałam na mchu bo zakręciło mi się w głowie. Zars
patrzył na mnie z rozbawieniem. Nawet w Zakazanym nie jest tak ładnie. - Po co mnie tu przyprowadziłeś? – zapytałam.
- To mała podpowiedź o mnie. – powiedział.
- Co może oznaczać las?
- Może to, że uwielbiam rzeczy zakazane?
- A co w tym lesie jest zakazane?
- Przyjrzyj się.
Usiadłam na mchu i rozejrzałam się. Mignął mi zarys smoka. Po chwili zobaczyłam jakie drzewa znajdują się tutaj.
Trójce. Trze trujące drzewa. Każdy mówi, że jak się ich dotknie to się zaraża. Lecz to nieprawda. Trójce wywołują urojenia. Może po nich tylko lekko boleć głowa. Nie wiem czemu czarodzieje tak się tych drzew boją.
- I jak? – spytał Zachariasz.
- Trójce. – szepnęłam.
- Tak. Stan po nich jest cudowny. Jesteś jak w innym świecie. – szeptał.
- Zachariasz.
- Tak?
- Muszę już iść.
- Co? Czemu?
- Smok. Nie czuje się tu komfortowo.
- Nie ma tu smoka. To strażnik. Każdy widzi go inaczej. Widać, że lubisz być chroniona przez odważnych i niebezpiecznych.
- Strażnik…- Merlinie. Smok. Sama nie wiem. Westchnęłam.
- Ada. Wiesz, że przyszłość nie rysuje się tak jasno. Wiesz, że może to się różnie skończyć.
- Wiem.
- Musisz coś zrobić.
- Co niby?
- Wiesz.
Wiem. Znam przepowiednie. Wiem za dużo. Wiem co muszę zrobić. Ale nie chce zostawić przyjaciół bez jakichkolwiek wyjaśnień. Wstałam.
- Muszę iść.
- Uważaj na siebie. – powiedział tylko.
Wybiegłam z Pokoju Życzeń. Pobiegłam prosto do pokoju wspólnego Gryfonów. Spotkałam tak trójkę moich przyjaciół. Spojrzałam na nich. Tacy uśmiechnięci. Jednak nic im nie powiedziałam. Poszłam do pokoju i napisałam listy do Luny, Magdy i Ginny, że znikam na kilka dni. W pokoju pocałowałam w dzióbek Willy’ego. Kiedy wyszłam z pokoju wziełam głęboki oddech i spojrzałam na moich przyjaciół.
- Przepraszam. – powiedziałam i wybiegłam z wieży.
Nie mogłam więcej powiedzieć. Wiedziałam, że się zaraz domyślą. Nie wiedziałam gdzie biec. Pobiegłam więc tam gdzie znaleziono Panią Noris. Usiadłam pod ścianą i czekałam. Na co? Sama nie wiem. Na śmierć? Wątpię.
Nie wiem czemu po dwudziestu minutach nie znaleźli mnie jeszcze bliźniaki. Może nie pobiegli za mną. To mi ułatwia sprawę pożegnania. Nie muszę się tłumaczyć ani nic.
Po godzinie zaczęłam nerwowo chodzić po korytarzu. Jestem łatwym celem, a potwór nawet się nie pokazał. Zmieniłam się w tygrysicę i cicho powarkiwałam. Nie mam zamiaru wracać do pokoju.
Po kolejnych dziesięciu minutach chodzenia po korytarzu poczułam piekący ból z tyłu głowy. Syknęłam. Kolejny. Chciałam powiedzieć, że magią mnie nie załatwią, no ale że jestem tygrysicą nie mówię. W końcu poczułam zwyczajne uderzenie, mocne uderzenie w tył głowy i upadłam. Zemdlałam.
********
Otworzyłam oczy. Na początku zobaczyłam ciemność, ale później dzięki kocim
oczą szybko się przyzwyczaiłam. Byłam w dziwnej jaskini. Leżałam w czymś mokrym
więc wstałam. Po tym jak wstałam poczułam na szyi coś ciężkiego. Pomacałam to
jedną łapą i się przestraszyłam. Obroża. Szarpałam się i drapałam, ale to nic
nie dawało. Metalowa obręcz nie chciała mnie puścić. W końcu dałam sobie z nią
spokój. Rozejrzałam się po jaskini. Wszędzie była woda, ale było widać kamienne platformy, po których pewnie poruszał się dziedzic Slytherina. Moja smycz miała około półtora metra, więc nie mogłam zobaczyć koło czego stoję. Mogę Się jedynie domyślać, że to posąg poświęcony Salaarowi, albo potworowi.
Bo chyba jestem w Komnacie Tajemnic?
Woda była płytka, ale i tak byłam cała mokra. Otrzepałam się z wody. Próbowałam się zmienić w człowieka, ale coś mi nie pozwalało. Czyżby obroża? Nie wiem.
Witaj.
Usłyszałam głos w głowie. Przeraziłam się. Rozejrzałam się po jaskini. Nikogo nie było.
Nie zobaczysssz mnie. Sssłyssszałaśś może o telepatii?
Tak – powiedziałam w głowie bez namysłu.
To dobrze. Mogę cię nauczyć jak ssię z niej korzysssta.
Kim jesteś?
Przyjacielem.
Nie, nie jesteś.
Jessstem.
Kim jesteś?
Potworem z Komnaty Tajemnic.
Gdzie jesteś?
Za dużo pytań, dziewczyno. To ja ciebie tu gossszczę, a nie na odwrót.
Nic nie odpowiedziałam. Ten głos był przerażający, ale dziwnie znajomy.
Mogę powiedzieć, że jessstem wysssoko rosswiniętym magicznym ssstworzeniem.
Ale jak?
To dzięki mojemu panu. On mnie tu ssschował i nauczył różnych rzeczy.
Aha.
Nie bój ssię. Nic ci nie zrobię. Możemy się zaprzyjaźnić.
Okej – nie wiem co mnie skłoniło do powiedzenia tego, ale czułam dziwną więź z moim rozmówcą.
Nauczę cię telepatii, ale w zamian ty mnie nauczysssz lepiej mówić.
Ale ty dobrze mówisz.
Wcale nie. Na jednej literce przedłuszam.
No, ale da się zrozumieć.
Co ja kurde robię? Rozmawiam w swojej głowie z jakimś potworem. Dobra wiedziałam, że kiedyś ze świruje, ale tak wcześnie. Co mam do stracenia?
No, ale ja chce brzmieć jak człowiek.
Dobrze spróbuje.
Telepatia jest prosssta. Po prossstu wyobrażasssz sssobie, że przekazujesssz komuś wiadomość.
I tyle?
Tyle. Jusz tą część trudniejssszą umiesssz.
Czyli?
Rosmawiasssz se mną telepatycznie a nawet mnie nie widzisssz.
No tak.
Usłyszałam śmiech w głowie.
Teras twoja kolej.
Nie wiem jak to ci powiedzieć.
Nie mussissz dzisiaj.
Nie planuje tu długo zostać.
Ale też jednak musssisssz najpierw ssię uwolnić.
To prawda.
Uwierz mi na sssłowo, to trochę ci zajmię.
Wierzę.
******
Tu w tych ciemnościach trudno było zorientować się która była godzina. Mój
„przyjaciel” też nie wiedział więc nie wiedziałam ile rozmawialiśmy, ale chyba
tak około czterech godzin. Najpierw kazałam mu poćwiczyć wymowę literki „z”.Następnego dnia, chyba dnia, ćwiczyliśmy wymowę jednego „s”. Było trudno, ale potwór powoli łapał i już normalnie rozmawiał. Był naprawdę miłym rozmówcą, choć czasami dziwnie się zachowywał.
Wiedziałam, że bez krwi staje się dziwna, ale jako zwierzę jestem niebezpieczna. Powoli moje myśli przejmował głód. Głód krwi. Przy tym zwyczajny głód był niczym. Moje myśli zajmowała teraz chęć ucieczki do lasu i wypicia z czegoś krwi.
Po kilku dniach, tygodniach, sama nie wiem. Przyszła osoba, która mnie tu wpakowała. Zatkało mnie kiedy weszła do jaskini.
Ginny. Zaczęłam się wyszarpywać i kręcić. Chciałam do niej podbiec, ale nie mogłam. Byłam zdziwiona, że nawet na mnie nie spojrzała. Dopiero kiedy warknęłam. Spojrząłyśmy sobie w oczy. Jej były puste, bez wyrazu. Uśmiechnęła się krzywo.
Opętana. To słowo przezwyciężyło myśli o krwi. Moja przyjaciółka była opętana. Przez kogo? Dziedzica Salazara. Tylko kim on jest.
Odwróciła się do posągu koło mnie i zaczęła mówić w mowie wężów. Wyłączyłam się nie chciałam słuchać jak jej głos mówi do potwora.
Po rozmowach z nim dowiedziałam się, że tam się znajduje. Warczała cały czas.
To niemożliwe. Ginny, ruda mała istotka, nie potrafiąca krzywdzić, każe potworowi kogoś zabić.
Po około minucie otworzyłam oczy, które odruchowo zamknęłam. Z posągu koło mnie wysuwało się coś długiego. Obliczyłam, że ma około ośmiu metrów i na pewno jest wężem.
- Idź! Idź Zabijać! – usłyszałam głos Ginny.
Patrzyła pustym wzrokiem na węża, ale uśmiechała się z satysfakcją. Warknęłam. Nie zwróciła na mnie uwagi. Warknęłam głośniej. Nic. Kiedy ogon węża znikł, ona skierowała się do wyjścia.
Spróbowałam do niej wysłać telepatyczną wiadomość, ale czułam jak nie dociera. Jakby coś ją blokowało.
- Do zobaczenia Potter. – usłyszałam głos mojej rudej przyjaciółki i śmiech.
Szyderczy śmiech. Próbowałam się wyrwać, biegałam i skakałam, ale nic to nie dawało. Wewnętrznie płakałam, ale jako tygrysica pociekło mi tylko kilka łez.
Jest opętana. Ginny. Opętana. Te słowa nawet do siebie nie pasują. Jednak jakoś się to stało. Chyba za wcześnie zdecydowałam się przyjść do tej Komnaty. Teraz muszę stąd wyjść, zrobić coś z Gin, ale chyba pierwsze po wyjściu to będzie polowanie.
Witaj
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetny, choć troszkę monotonny rozdział :) Nie wiem co kombinujesz z Adę, ale chyba wyjaśnisz to w następnym rozdziale?
Pozdrawiam
Nicolette
Hejka.
UsuńMówiłam, że mi trochę nie wyszedł. No nie wiem czy tak w następnym... raczej za dwa może trzy.
Też serdecznie pozdrawiam :*
Masz oryginalny styl, nie mów że ci rozdział się nie udał, bo to nie prawda. Czasami nawet Rowling pisała nudne akcje (choć moim zdaniem, a nie musisz go podzielać to przynudzała tylko w zakonie feniksa) postaraj się następny rozdział dodać szybciej, bo czekając na ten o mało se skóry nie wyszedłem. Niech wena będzie z tobą
OdpowiedzUsuń