sobota, 21 lutego 2015

TOM I: Rozdział 5 - Biedny jednorożec.

Ada

Od czasu, gdy "zemdlałam" moi przyjaciele nie spuszczali mnie  z oka, tylko do łazienki i na noc. Denerwowało mnie to, ale znosiłam to bo wiedziałam, że się o mnie martwią. Harry kilka dni przed meczem z Puchonami zapytał mnie czy nie sadzę, że Snape chce go wykończyć. Zaśmiałam się wtedy i odpowiedziałam, że nie lubi Gryfonów, ale jest uczciwy.
   W dniu meczu Harry strasznie był zdenerwowany, musiałam go zmusić, aby zjadł grzankę na śniadanie. Kiedy wszyscy byliśmy przebrani i czekaliśmy na przemowę Wooda, George postanowił wyjrzeć z szatni.
- Jest cała szkoła.! - krzyknął George - Nawet... a niech to... słuchajcie nawet Dumbledore przyszedł!
- Co? - zdziwili się wszyscy.
   Nie wiem czemu zobaczyłam na twarzy Harry’ego ulgę. Wiedziałam, że będzie to nie równy mecz, ponieważ Snape z Gryffindoru lubi tylko mnie.. Mecz się zaczął, Snape dawał Puchon coraz więcej rzutów wolnych. Nagle przez strefę Gryfonów rozległ się szmer. Harry właśnie zanurkował, Snape obrócił swoją miotłę i zobaczył coś szkarłatnego przemknęło o kilka cali od niego. W następnej sekundzie Harry wyhamował tuż nad ziemią i uniósł rękę, w której błysnął znicz. Widownia eksplodowała wrzaskiem. To był chyba absolutny rekord. Chyba w żadnym meczu nie złapało znicza tak szybko. Harry zszedł z miotły, sam nie mógł w to  uwierzyć. Poleciałam do brata i go przytuliłam, zaraz do nas dołączyła cała drużyna, a po chwili inni uczniowie z naszego domu.
    Tydzień do meczu, zauważyłam jak Hagrid unika posiłków. Harry też to zauważył. On się tym zajmie… Podeszłam do niego na obiedzie.
- Harry, pójdziesz sprawdzić co z Hagridem? – spytałam bez ogródek.
- Tak, dzisiaj mieliśmy taki plan.
- To dobrze, bo ja nie mam czasu.
- Pozdrowię go od ciebie.
Zaśmialiśmy się. Przypomniałam sobie o jednej rzeczy.
- Harry, możesz mi dać na godzinę pożyczyć talizman? - spytałam.
- Oczywiście. - powiedział, podając łańcuszek.
- Dziękuje.
 
*******************
   Usiadłam na łóżku i otworzyłam medalion. Popatrzyłam na zdjęcie rodziców. Położyłam go na poduszce.
- Mamo, Tato, jesteście  tam?
- Zawsze córciu. - ze zdjęcia kobiety i mężczyzny, wyrosły dwie  mgliste postacie.
- Nie wiem czy dobrze zrobiłam oddając medalion Harry’emu… No wiecie, on nic o was nie wie, a ja? Tak was potrzebuje.
- Och, kochanie - powiedziała mama.- Musisz pamiętać, że teraz Harry potrzebuje naszego wsparcia.
- No tak. Tęsknie za wami, ale Harry was bardziej potrzebuje. Czy mówić mu o was?
- Nie, w przyszłym roku. - powiedział mój tata.
- Dobrze.
Pożegnałam się z rodzicami i zamknęłam medalion. Dsiesięć minut szukałam Harry’ego aby mu go oddać. Kiedy spytałam co u Hagrida, zbył mnie ręką.
Postanowiłam sama pójść zobaczyć co u Hagrida, ale w połowie drogi zmieniłam kierunek i poszłam do Zakazanego Lasu. Zmieniłam się i pobiegłam przed siebie. Nagle poczułam nie znajomy zapach człowieka i czegoś jeszcze. Pobiegłam za zapachem. To był błąd. Zobaczyłam zabitego jednorożca. Nad nim stała jakaś postać. Wycofałam się przerażona i pobiegłam w stronę zamku. Nie zmieniłam się na błoniach, ale na szczęście nikogo tam nie było. W zamku już się zmieniłam na wypadek. Pobiegłam do pokoju wspólnego Gryfonów. Na mój nie fart w pokoju byli moi przyjaciele. Popatrzyli na mnie. Szybko się ogarnęłam i uśmiechnęłam się do nich. Nie chce być w centrum uwagi. Poszłam do dormitorium ogarnąć się. Po chwili wyszłam do przyjaciół z notatkami w ręku. Przedstawiłam kolegą nowe pomysły na żarty. Kiedy skończyliśmy  notować Fred zaproponował mi  pomóc zanieść wszystkie notatki. W dormitorium zapytał.
- Co się stało?
- Nic.
- Zbyt dobrze cię znam, powiedz, co jest?
- Fred, nie mogę ci powiedzieć.
- Dobrze, ale wiesz gdzie mnie znajdziesz.
- Dobranoc.
- Branoc.
   
  Kiedy wyszedł przebrałam się w piżamę i zwinęłam pod kołdrą. Może mu jednak powiedzieć? No nie wiem… będzie się wypytywać. Raz kozie śmierć. Powiem mu jutro.
  Następnego dnia byłam niespokojna, nie byłam pewna jak mój przyjaciel zareaguje. Jak szliśmy na Eliksiry, powiedziałam.
- Fred, chodź muszę ci coś pokazać.
- Okej.
Zaprowadziłam go do jednej mojej skrytki.
- Fred... mówiłeś, że mogę ci wszystko powiedzieć?
- Oczywiście.
- Zrozumiesz mnie i nikomu nie powiesz?
- Obiecuje.
- Wczoraj w Zakazanym widziałam zabitego jednorożca…
- CO?
- Tak i sądzę, widziałam jak jakiś gostek nad nim stoi.
- Co zrobił?
- Nie wiem… pobiegłam do zamku. Czułam, że to człowiek, ale i coś jeszcze..
- Co? To niemożliwe… kto to może być?
- Nie wiem, ale chodźmy już.
Wyszli z ukrycia i poszli w stronę sali od Eliksirów.
- Gdzie wy byliście!- zawołali George i Lee.
- Rozmawialiśmy.
- Aha... spoko.- George wzruszył ramionami i zaczął opowiadać o pomyśle na który wpadł z Lee. 
   Czułam się obserwowana, ale udawałam, że tego nie czuje. Jedyną siłą jaką miałam blisko serca to Willy. Czuwał w nocy, w dzień latał za mną, a ja musiałam pilnować, żeby się nie zmienić w białą tygrysicę. Jak na lekcji siedział na moim ramieniu czułam się bezpieczna. Pewnego pięknego wiosennego dnia pomyślałam" Jestem w Hogwarcie, najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Mogę iść spokojnie do Dumbledore'a, powinnam iść do Dumbledore'a. Jaka ja jestem głupia". Pobiegłam w kierunku gabinetu Dumbledore'a, za mną leciał Willy. Gdy dobiegłam do gobelinu, odezwał się.
- Nie ma go.
- Jak to  go nie ma?
- Dostał pilną sowę z ministerstwa.
- Co?
- To co słyszałaś.
- Kiedy wróci?
- Jutro.
- Cholera!
- Co to za słownictwo?
- Przepraszam.
     Poszłam do pokoju wspólnego Lwów, a później do swojego dormitorium. "Co mam robić?" - myślałam.
*****************
Wieczorem postanowiłam pójść popilnować kamienia. Jak dyrektora nie ma, może się coś stać. Wchodząc do Puszka zobaczyłam Rona i Hermionę patrzących na otwartą klapę. Połączyłam punkty i zdenerwowałam się.
- Co wy tu... O boże, wskakujcie nie zostawię was z Puszkiem. – powiedziałam spokojnie, czym się zaskoczyłam.
Skoczyli do dziury. Ja za nimi. Upadłam na diabelskie sidła i od razu wstałam i podeszłam do ściany. Hermiona zrobiła to samo, ale mój brat i rudy nie wiedzieli o co chodzi.
- Co wy, głupi?- spytałam.
- Uspokójcie się!- wrzasnęłyśmy. Harry i Ron usiedli, a ja i Hermiona machnęłyśmy różdżkami, mrucząc zaklęcie pod nosem.. Z różdżek wyleciały niebieskie płomienie prosto na roślinę. W końcu łodygi opadły z nich  i byli wolni.
- Czy wyście oszaleli?- zawołam wściekła.
- Chcemy przeszkodzić Snape'owi w znalezieniu kamienia.
- Co? Jak profesor jest w gabinecie, widziałam.
- To kto tam jest?
- Nie wiem, ale wy się stąd nie ruszycie. Zrozumiano?
- Nie!
- Harry! Pójdę i sprawdzę czy jest tam...
- Nie pójdziesz sama!- wykrzyknął zezłoszczony Harry. - Idę z tobą.
- Nie, tam są różne zaklęcia...
- Mamy Hermionę.!
- Ale jesteście za młodzi.
- Jeżeli Snape...
- Ile razy mam ci powtarzać. Snape jest w swoim gabinecie, jak ktoś tu jest to na pewno nie Snape. 
    Patrzył na mnie spod łba, a ja mu tym samy odpłaciłam. Staliśmy tak dłuższą chwilę.

________________~~*~~_______________________
Mam nadzieję, że się podobało.
Przypominam o zasadzie- CZYTAM=KOMENTUJE  
Proszę o jakiekolwiek komentarze - krótkie, długie, hejty, pozytywne, rady itp.
Chcę wam powiedzieć, że jeśli " **** " są krótkie nie bardzo różnią się od wątka, a jeśli dłuższe to w ogóle inny wątek. Z góry dziękuje za komy. ;)

Ginny :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz